Nie wiem, może ostatnio za dużo tego typu filmów oglądam, ale W OGÓLE mnie nie przestraszył, nie zdziwił (no może troszkę, ale tylko dlatego że na siłę podczas filmu nie staram się analizować szczegółów, żeby chociaż sztucznie się zdziwić, ale w tym przypadku tu było podane na tacy - De Niro w ogóle nie przeżył śmierci jakże ukochanej żony, zero scen jego smutku czy rozterek!!!), ta Dakota jest beznadziejna - nie wiem co w niej widzą, są niektóre fajne małolaty w hollywood, ale na pewno ona się do nich nie zalicza, scenariusz=dialogi, reżyseria, klimat - to wszystko JUŻ BYŁO a znam lepsze wydania tego typu wątków, muza w takich thrillerkach jest niezwykle ważna a tu kicha max. Do tego przynudawy, przydługawy... NIE OKŁAMUJMY się - ten film to nic wielkiego, przeciętniak z małym starym, to dobre słowo, starym smaczkiem jakim jest aktorstwo wspomnianego Roberta De Niro. Moja ocena to 4+ (dałbym 5 ale dzisiaj dla odmiany mam zły humor :/ pzdr