Po Tobe Hooperze można było oczekiwać zdecydowanie więcej. Tymczasem oglądamy niskobudżetową bzdurę o energetycznych wampirach z kosmosu. Zaczyna się to całkiem obiecująco, ale "im dalej w las", tym gorzej. Absurdy mnożą się z każdą minutą a gdy dochodzimy do finału fabuła przestaje mieć już jakikolwiek sens. Realizacja nie zachwyca, aktorstwo też niskich lotów. Z tego wszystkiego pamięta się głównie niezłą muzykę Henry'ego Manciniego (zwłaszcza temat z czołówki robi wrażenie) oraz nagą Francuzkę Mathildę May.