Obejrzałem i wqurza mnie w tym filmie to, co w wielu amerykańskich filmach.
Szeregowa funkcjonariuszka ma obiekcje co do reguł gry. Oczywiście "wzywa swoich przełożonych na dywanik" i co robią przełożeni? - tłumaczą się, próbują ją przekonać, zamiast rzec "morda w kubeł, nie podoba się to spier...".
Tutaj poszli nawet krok dalej - nawet jej czarnoskóry asystent ma obiekcje, które oczywiście przełożeni posłusznie przyjmują na klatę (notabene pojawił się w dalszej części "z doopy", bo wybranką była ona (ale w końcu ona zażądała, że chce jeszcze jego- cóż, tak wysokiej klasy specjalistce się nie odmawia)).
Poza tym film ma parę innych klasycznych durnot, które obniżają moją ocenę