Dla mnie to praktycznie klon "Szkoły Uczuć", z tym, że "Seven Pounds" ma ambicje być "dojrzalszym" dramatem o bardzo podobnej fabule. Być może jest bardziej rozbudowana (Ben i jego "siedem oczyszczeń", z tym końcowym, najważniejszym - biciem serca), ale niewiele tu nowatorstwa. Powielanie rozwiązań i pomysłów nie służy niestety temu filmowi. Gra aktorów w zależności od danej sceny - Will raz trafia z grą zadziwiająco dojrzale (znowu ten epitet), innym razem całkowicie nie radzi sobie z odpowiednią do sytuacji mimiką, krzywi się bardziej z bólu aktorskiego chyba niż emocjonalnego. Występ Rosario kojarzył mi się zbyt często z jej rolą w filmie "Descent" (co nie znaczy, że kopiowanie nie było dobre), natomiast co do Woody'ego - faktycznie jest to jego gruntownie inna kreacja niż zwykle, ale niczym innym raczej się nie wyróżnia.
Trochę wzrusza, trochę daje do myślenia, trochę przemawia gra aktorska, trochę ciekawy scenariusz, trochę skopiowanych pomysłów... trochę... Właśnie, za dużo tego "trochę", aby można film obwołać mianem ponadczasowego, wybitnego, oscarowego, czy choćby bardzo dobrego. Aspiracje miał, ale suma sumarum "oczyścić" się całkowicie nie zdołał.
7/10