Niczym specjalnym ten film mnie nie urzekł, może poza chwytającą za serce końcówką.
Mam dokładnie to samo odczucie - spodziewałem się fajnego, grającego z uczuciami filmu, po dobrym początku oczekiwałem jeszcze fajnych twistów i tłumaczenia zachowań bohatera. I w sumie to dostałem, szkoda tylko, że w tragicznej formie i wymieszane do tego stopnia, że uleciał sens. Jestem upośledzony emocjonalnie i płytki - może dlatego nie spodobał mi się ten film.
To nie wina upośledzenia. Ten film nie ma magii i tyle , przynajmniej dla mnie. Jest pełno filmów , które potrafią mnie wzruszyć , ale ten jest zbyt niedorobiony i to zepsuło cały seans.
"Bóg stworzył świat w 7 dni , a ja zniszczyłem swój w 7 sekund" Już po tym żałosnym porównaniu poczułem pewien niesmak, a było to bodajże pierwsze zdanie wypowiedziane w filmie.
"Zielona Mila" mnie poruszyła. Podobnie "Gran Torino" czy "Edward Nożycoręki". Każdy w inny sposób, ale wszystkie poruszyły. Czemu "Siedem Dusz" mnie? Moja teoria zakłada, że po prostu pozostałe filmy były cholernie sensowne, wszystko się zgadzało, było wyjaśnione, bohaterowie mieli jasne motywy.
Nie wydaję wam się trochę głupie rozkochiwać w sobie jakąś dziewczynę , a potem oddawać jej serce , żeby sobie mogła żyć sama ?
To już swoją drogą. W ogóle nie odczułem dlaczego po wypadku postawił się rozczłonkować. Ani aktorstwo Smitha, ani wspomnienia nie pokazały dlaczego postanowił się zabić. Lekkie flashbacki z jego zmarłą dziewczyną mi nie wystarczyły. Nie poczułem tego.
A sprawa oddania serca... "Zakochałem się, czas się zabić", tyle w temacie.
Równie dobrze mógł się pokroić i oddać organy przypadkowym biorcom, zamiast dodatkowo sprawiać ból swoim znajomym. No ale cóż, widocznie taki był zamysł reżysera i nie nam decydować jak ten film powinien wyglądać.
Yugdriew :
Po wypadku postanowił się rozczłonkować, bo to był akt samozniszczenia. Bardziej wymyślne samobójstwo. Nie podobało mi się, że jego "poświęcenie" było wynikiem egoizmu a nie altruizmu.
Ciekawe odczucie, tylko czemu nie ma żadnego sygnału na ten temat w filmie? Nie to, że filmy mają być prostackie - ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jakoś działać w tę stronę.
Wg mnie film był niedopracowany - ciekawy pomysł, ale słabe wykonanie. Za dużo niedociągnięć. Ogólnie - nie podobał mi się.
Ja osobiście średnio się zgadzam, gdybym zabił 7 osób, w tym osobę którą kocham i to w dodatku z własnej głupoty, moja psychika na 100% nie byłaby normalna, i nie miał bym ochoty dłużej żyć. Dlatego odczucia głównego bohatera są wolne do interpretacji, i nikt ich tak na prawdę nie jest w stanie zrozumieć. Sam film może i stosuje "tanie chwyty" jeśli chodzi o kupienie widza patetycznym charakterem i wyciskaniem łez, ale do mnie osobiście to trafia, a sam starałem się zrozumieć co czuje wyżej wymieniony. Co do zakochania się, to według mnie tutaj sprawa oddania jej serca rozwiązuje się pod sam koniec, gdy dowiaduje się o zerowej szansie to oddaje dla niej własne życie (oddalibyście życie ukochanej osobie?).
Wydaje mi się, ze on od początku planował oddanie serca i sprawdzał ją, nie spotkał jej przypadkiem. Jeśli tak, to bliższy kontakt z nią, rozkochanie jej w sobie było bezsensowne - ślepca potraktował jak cham, żeby go sprawdzić, i mógł z tym żyć, więc czemu musiał być milusi dla niej?
Jeśli chodzi o zabójstwo siedmiu osób - faktycznie mogło odechcieć mu się żyć, ale nie zwalnia to filmu z posiadania logiki, sensu itd.
Był moment, w którym zakończył się jej wątek, ale gdy jej serce znowu nawaliło, i leżała w szpitalu to do niego zadzwoniła, gdyby tego nie zrobiła, to wątek z nią byłby zakończony, ale przez te częste spotkania o które ona sama go prosiła, zakochał się w niej.
Szukanie prawdziwego sensu w tym filmie nie ma tak na prawdę sensu, i taka historia nie miała by prawa bytu w rzeczywistości, ale czyż podobnie nie jest w choćby w o niebo lepszym i wyżej uznawanym filmie Zielona Mila? Bo tak jak w "zielonej mili" istniał John Coffey który czynił cuda, tak samo tutaj istnieje skupisko bohaterów którzy w rzeczywistości nie mogli by istnieć.
Nie nie nie, trzeba odróżnić zjawiska fantastyczne od działania nielogicznego i bezsensownego. Historia z "Siedmiu Dusz" mogłaby się wydarzyć naprawdę, bo debili nie brakuje, więc jak ktoś chce sobie zadać bolesną śmierć, przed którą zamierza komuś zagrać na uczuciach, to nie powinno to dziwić. Nie takie rzeczy się już działy tutaj. Shit happens.
Moim zdaniem film jest świetny bo daje do myślenia tylko trzeba go zrozumieć. Tak też wydaje mi się ze planował serce oddać wcześcniej, ale nie wiedział jeszcze komu. W końcu spotkał kobiete w której się zakochał i wdząc że nie ma wielkich szans na dawce sam postanowił jej oddać serce. Komuś i tak by oddał więc nie lepiej jej, prznamniej poświęcił się z miłości. Co do gry Smith'a nie mam zastrzeżeń, świetni mi się go oglądało i ładnie grał uczucia, mimika twarzy w ogóle cały sposób grania był świetny. W sumie Zielona Mila to ednak coś innego niz Siedem Dusz ale jednak ma jakieś powiązanie. Tu mamy Ben'a który pomaga ludzią a tam mamy John'a który też pomaga ludzią, co prawda w inny sposób, ale również przy tym cierpiąc i na końcu oboje umierają. Może bez obrazy nie zrozumiałeś tego filmu, może nieoglądałeś dokładnie i do ciebie nie dotarł. A może wolisz fantasy i dlatego to Zielona Mila podobała Ci się o wiele wiele bardziej, albo nie lubisz Smith'a, lub oczekiwałeś filmu akcji. Prawda jest taka że jednak te najprostrze filmy są napiękniejsze. I nie widze w filmie "Siedem Dusz" żadnych nie do ciągnięć.
Cóż, zarzucasz mi nieobejrzenie filmu wnikliwie... Jestem bardziej skłonny uwierzyć, że obejrzałem film zbyt wnikliwie, i dlatego widzę zagubione fakty, których Ty nie byłeś w stanie dostrzec z powodu skupienia się na szukaniu nieistniejącej mimiki twarzy Willa Smitha. Serio, ten człowiek wyraża emocje słabiej niż posągi z Wyspy Wielkanocnej. Może troszkę na Ciebie najeżdżam, ale szukanie na siłę nawiązań między "Zieloną Milą" a "Siedmioma Duszami" było o tyle nieudane i bezsensowne, że upewniło mnie co do osoby. Tym bardziej o braku niedociągnięć... Naprawdę mało jest filmów bez niedociągnięć (o ile istnieją). Natomiast jeśli chodzi o nastawienie, to przeciwnie do Twoich oczekiwań, nastawiłem się na kawał porządnego filmu wzruszającego, przemyślanego, z podłożem romantycznym. Pomimo tego zawiodłem się.
Jedyny składny element powyższego postu to powyższa teoria, która jako tako mnie do siebie przekonała. Coś tam niby logiczne jest, ale to powinno bezpośrednio wynikać z filmu.
Ty uważasz tak ja uważam inaczej.Dla mnie porównania dwóch filó są całkiem sensowne. NIe wiesz jak oglądam film nie wypatruje na sile mimiki jego twarz poprostu da się ją zauważyć bez wysilania sie no chyba że ty nie potrafisz.Aktor dał mi odczuć że odpoczątku filmu coś go gryie i że ma coś na sumieniu. Z resztą to nie mialo być do Ciebie to pomyłka.
Co nie oznacza, że nie mam prawa odpowiedzieć na post. Faktycznie pisałem go jakby poprzedni był do mnie, ale obecnie nie zmieniłbym wiele jego treści. Natomiast jak mimiki twarzy szukałem już później, bo koleś przez cały film miał kamienną twarz. Pomimo usilnych starań, nie udało się. Może zostawił w innym filmie?
Porównania dwóch filmów są sensowne, ale nie na zasadzie szukania losowych związków, np. "Milczenie Owiec" jest podobne do "Piotrusia Pana", bo w obu występują ludzie.
-_-'' to było... zabawne to ostatnie zdanie. Ale ok po co sie mi tlumaczysz juz znam twoja pinie ty znasz moją i good