Tak, to prawda i od razu zaznaczam, że mówię to z perspektywy tzw. "płci pięknej", która z założenia nie potrafi docenić filmów takich jak "Siedmiu samurajów". Musiałam stoczyć ze sobą wewnętrzną walkę, żeby nie wyłączyć telewizora i nie położyć się grzecznie do łóżeczka.
Jednak warto było dotrwać do końca i obejrzeć końcową scenę :)
Faktem jest, że miejscami mi się dłużył, powoli się rozwijał, ale z pewnością to ciekawy obraz zwłaszcza dla osób kochających ten rodzaj kina. Dlatego też chylę czoła przed Kurosawą jako wielkim reżyserze choć "Siedmiu Samurajów" nie zrobiło na mnie powalającego wrażenia. Mam nadzieję, że może po obejrzeniu innych dokonań Kurosawy będę w stanie dostrzec jego geniusz (podobno Dersu Uzala to mistrzostwo...).
Tzn. kochających jaki rodzaj kina? Skoro Ci się dłużył i musiałaś "toczyć w sobie wewnętrzną walkę" to po jaką cholerę chylisz przed nim czoła? Podejrzewam, że jeśli cokolwiek będziesz w stanie dostrzec to własną ociężałość psychiczną. Radzę jednak kłaść się do łóżka jak lecą filmy Kurosawy, a swoje podejrzenia o mistrzostwo Dersu Uzala wsadzić sobie pod poduszkę. Pozdrawiam i dobranoc!!
No też przyznam, że trochę ostro pojechałeś...
Chyba troszeczkę rozumiem Twój tok myslenia, ale można to było torszkę inaczej przekazać, mi się opis tej dziewczyny podobał - osobiste odczucie, w końcu to nie jest kino dla wszystkich, ale w zasadzie na plus...
Pozdrowienia