tak jak w przypadku kina japonskiego pierwszym skojarzeniem jest zazwyczaj postac akiry kurosawy, tak z filmem, badz dokladniej - dramatem samurajskim jest laczony ten wlasnie obraz. chyba kazdy o nim slyszal i kazdy wie o co w nim chodzi; siedmiu roninow zostaje wynajetych do obrony wioski przed grupa najezdzcow. niby scenariusz jak sto innych, ale swoboda z jaka rezyser buduje relacje najpierw miedzy samurajami, pozniej miedzy nimi a mieszkancami wioski jest niewiarygodna. w pelni swiadoma rezygnacja z nadmiernego eksponowania scen walk na rzecz glebszego pokazania tych wlasnie stosunkow miedzy prostymi ludzmi a wojownikami oraz krecenie filmu w czerni i bieli po entuzjastycznym przyjeciu glosnych (i kolorowych :)) 'wrot piekiel' budzi podziw dla bezkompromisowosci kurosawy. zwlaszcza jezeli wezmiemy pod uwage fakt, iz byl to wowczas najdrozszy film japonski. niewatpliwym atutem rezysera w tej kwestii byli odtworcy dwoch glownych rol: bedacy w wysmienitej formie takashi shimura oraz najwieksza gwiazda dalekowschodniego kina toshiro mifune. obu bohaterow poznajemy w tej samej scenie, kluczowej dla dalszego rozwoju akcji. shimada w drodze do miasta pomaga uwolnic dziecko z rak zlodzieja. scina samurajski kucyk, goli glowe i przebiera sie w szaty mnicha. niezwykly to akt skruchy i poswiecenia, znak przynaleznosci do kasty wojownikow zamienia na jedno male zycie. stary samuraj zabija rabusia, po czym odchodzi nie cieszac sie zwyciestwem, nie zadajac niczego w zamian. scena jest pretekstem do przedstawienia trzech glownych postaci filmu, ale i swietnym wprowadzeniem w klimat filmu, starannie nakreslony zostaje tu takze dramat samurajow, zwlaszcza tych siedmiu tytulowych, ktorzy stana do walki nie tyle z pospolitymi najezdzcami, lecz bardziej z tym co niegdys reprezentowali. chlopi sa wobec przybyszow nieufni, w ich oczach ci samurajowie sa rownie wielkim zagrozeniem jak bandyci. shimada wszelkimi sposobami, choc z roznym skutkiem, stara sie zdobyc zaufanie swoich 'zywicieli', zas wspaniala kreacja takashi shimury zdobywa serce widza. chociaz w pewnym momencie zostaje przycmiona przez toshiro mifune, charyzma i doswiadczenie starego samuraja daje o sobie znac tuz przed finalowa bitwa. rozstrzygniecie przychodzi nieprzypadkowo podczas ulewy, wczesniejsze postawy samurajow wobec chlopow i na odwrot, w deszczu przestaja miec jakiekolwiek znaczenie, wszyscy bohaterowie zlewaja sie w jedna mase, zas pojedynek urasta do rangi walki dobra ze zlem. bitewny zgielk i ten sam chaos, ktorym zachwycal 'rashomon', w polaczeniu ze swietnym montazem czyni te scene jedna z najlepiej wyrezyserowanych w historii kina. upadajacy w bloto kyuzo i gole posladki mifune :) to dwa z tysiaca powodow, dla ktorych te scene trzeba zobaczyc. dobro ponownie triumfuje. i tylko ta sielankowa radosc chlopow czyni to zwyciestwo kolejna porazka samurajow.
Zbyt przesadny ten zachwyt, a przede wszystkim, zbyt daleko idące interpretacje. „Siedmiu samuraji” nie jest filmem psychologicznym, na jaki wyrasta w powyżej zamieszczonym opisie. Ładnie się to czyta, ale nie ma to odniesienia do rzeczywistości. Rozumię ze jestes weryfikatorem (pozwole sobie przejść na "ty" :) ), i jako weryfikator nie wolno Tobie pisac frazesów typu „niewątpliwym atutem rezysera w tej kwestii byli odtwórcy dwóch głównych ról”, jak to brzmi nawet :) Mam też watpilowści jakoby, ostanie sceny walki należały do "jednymi z najlepiej wyreżyserowanych w histori kina" :)
zaczne od srodka :): dlaczego 'nie wolno'? tak jak ty piszesz 'rozumię' tak ja moge pozwolic sobie na zacytowany przez ciebie tekst (na wiekszosci for internetowych panuje zwyczaj zwracania sie na 'ty', nie widze powodow by w tym wypadku robic wyjatek). zolty 'leb' przy mojej ksywie nie czyni mnie mistrzem mowy polskiej czy innym nadczlowiekiem, wiec chcialbym aby moje komentarze do filmow byly traktowane na rowni z innymi zamieszczanymi na filmwebie.
'jedna z najlepiej wyrezyserowanych scen w historii kina' - to moja bardzo subiektywna ocena i bede jej bronil, gdyz nawet w porownaniu do wspolczesnych scen bitewnych, gdzie rzadko widac kto z kim, kto kogo, etc. wypada bardzo dobrze (pomimo swoich 5 krzyzykow na karku).
nie moge sie zdodzic iz 'siedmiu samurajow' nie jest filmem psychologicznym, na pewno nie w pelnym znaczeniu tego slowa, ale jednak. obraz zmiany wzajemnych relacji miedzy obroncami i bronionymi zajmuje polowe filmu, wszystko to oczywiscie bardziej przypomina western niz kino moralnego niepokoju, ale niemniej warto zrocic na to uwage, gdyz w wielu tego typu produkcjach (chociazby w 'siedmiu wspanialych') takie rzeczy sa bezlitosnie splycane.
Tak tak tak
Muszę się zgodzć, że w tym niewątpliwym arcydziele można się doszukać elementów psychologicznych. Ale Kurosawa nie eksponuje ich ani nie wyrzuca na pierwszy plan, lecz delikatnie, wyodrębia poszczególne cechy każdego z samurajów. Mamy więc pod płaszczykiem honoru, wiary, i innych ważnych relacji schowane bardziej przyziemnie wartości. I genialna rola Mifune - z początku bardziej komiczny, potem pozwala nabrać widzowi do siebie szacunku. Jego śmierć ukazana zostaje bez patosu, wręcz przypadkowo - akurat tam kamer była. Umiera w błocie, we wspaniałęj scenie oblężenia wioski.
Epopeja kina samurajskiego, zasługuje na wszelkie nagrody.
Pozdrawiam ,Szymek
Cały film jest jednym z najlepiej wyreżyserowanych w historii kina, nie ma tam jednej choćby zbędnej klatki, a finałowa bitwa... Ile jest ekranowych bitew sfilmowanych tak dynamicznie, przejżyście i z takim realizmem??
Heh, to jest pierwszy 'film samurajski' jaki udało mi się zobaczyć, więc nie wypowiem się jak znawca. Film ogólnie bardzo mi się spodobał, zwłaszcza kreacje wspomnianego wyżej Takashi Shimury i Toshiro Mifune. No i zdjęcia są tu naprawdę niesamowite, te widoczki, ta wioska, wydaje się, zrobiona wyłącznie dla potzreb filmu... Sceny walki też dobre. Ogólnie mnie wciągnał, tylko nie zaczaiłem jednego momentu (tego z podpaleniem obozowiska) i pod koniec trochę się dłużył. Muszę obejrzeć więcej filmów o tej tematyce...
PS. Obejrzałem wcześniej (chyba w styczniu) film 'Siedmiu wspaniałych'. Wiedziałem, że to zrzynka z tego filmu, ale nie miałem pojęcia, że w takims stopniu! Wielu scen w tym filmie się domyśliłem (pamiętając remake)...
Pozdrawiam
Pomyślałem sobie, że czas podbić ten ciekawy temat, bo na szczycie zbyt długo utkwiła wyjałowiała dyskusja nad "snobizmem"...
Cóż ja, skromny fan, mogę tu dodać?...
Film historiozoficzny, psychologiczny, może nawet w jakomś stopniu religijny (nie znam drugiego filmu, który tak pięknie zastanawiałby się nad etyką samurajską, mającą przecież swoje korzenie w buddyzmie zen)... W moim przekonaniu milkną przy nim naprawdę wielkie arcydzieła, a cała "epicka", komputerowa kaszana ostatnich lat, powinna zaszyć się gdzieś głęboko i spokojnie czekać na przejście do lamusa.
No i zebrało mi się na wspomnienie, które może w sposób wymierny zaświadczyć o jakości filmu:
Magnetowid i kilka kaset posiadaliśmy w domu wcześniej, niż większość ludzi, bo pod sam koniec lat 80. podarował nam go zaprzyjaźniony marynarz (oni takie rzeczy gdzieś na Dalekim Wschodzie kupowali). Na samym początku lat 90. telewizja puściła "Siedmiu samurajów" i rodzice to nagrali. Miałem wtedy z 6-8 lat. Pamiętam jak uwielbiałem oglądać ten film. W koło, dziesiątki (tak mi się wydaje) razy. Zwłaszcza jak czasem chorowałem i musiałem zostawać w łóżku. A miałem też nagrane kreskówki i inne takie... No ale taśma się z czasem rozpadła, czy gdzieś zgubiła.
O "Siedmiu samurajach" pamiętałem zawsze, przygodnie obejrzałem później kilka innych filmów Kurosawy, ale arcydzieło z 1954 roku postanowiłem sobie odświarzyć dopiero 2 lata temu... Miałem bardzo wiele obaw: a jak się rozczaruję?
Ale nie! Okazało się, że film nadal mnie porusza do samej głębi. Może zwracam na co innego uwagę: biegłość techniczną, kontekst historyczny, patrzę przez perspektywę innych japońskich filmów... Jednak nadal fascynuje mnie TAK SAMO.
Tyle...