Niech o tym świadczy fakt, że sam geniusz japońskiej kinematografii jak najbardziej przychylnie spojrzał na dzieło Johna Stugesa z 1960 roku. Bardzo mi się podobała gra aktorska Yula Brynnera, Eliego Wallacha czy Charlesa Bronsona. Kilka razy oglądałem i jestem pod tym samym wrażeniem, jak za pierwszym razem. "Siedmiu wspaniałych" unika przy tym zrzynek z wiadomego filmu Akiry Kurosawy z 1954 roku - tylko wiernie się opiera, tworząc przy tym nieco podrasowaną, ale własną interpretację historii, która zawsze będzie ciekawa. Muzyka Elmera Rubinsteina czy strzelanie z rewolweru - no po prostu cały czas coś się dzieje w filmie i za to ma ode mnie mocne 8/10!