"7 wspaniałych" to klasyka gatunku, ma wszystko to co dobry western powinien mieć:
- dzielnych kowbojów ze swoimi przypadłościami
- muzykę nadającą tempa akcji
- poruszane są w nim liczne sprawy moralne, takie jak dobro i zło, odwaga i tchórzostwo
Brzmi trywialnie, ale takie są właśnie westerny i każdy ich fan nie oczekuje niczego mniej niż to!
Film rozpoczyna napaść bandytów pod wodzą Cavalery na farmerską wioskę, gdzieś w Meksyku. Farmerzy nękani od lat przez rządnych ich owoców pracy bandytów, postanawiają zrobić coś z tym i jadą w podróż na Północ, by tam pod przywództwem Chrisa Adamsa zebrać 7 wspaniałych, którzy stawią czoła szarańczy, tak jak wiatr rozganiając ją po polu.
Sceny typowe dla westernów, tu zapierają dech w piersiach. Mimo 2 godzin, film wciąga, przygotowanie wioski na kolejny najazd zaborców i zbieranie "drużyny" niczym w "Robin Hoodzie", powodują także uśmiech na twarzy.
Moi ulubieni z siedmiu wspaniałych to grany przez Horsta Buchholza "Chico", który jest bardzo młody i porywczy, co na początku wpędza go w problemy - później widzimy jednak wielką przemianę, która z pewnością nas usatysfakcjonuje (co jak co, ale typ na początku był bardzo irytujący).
Drugą osobą jest "Britt" grany przez James'a Copburn'a - milczący typ, który załatwia wszystko na swój sposób, a zabija ze spokojem na twarzy.
9/10 za definicję westernu