Każdy ma w sobie coś fajnego. Mi osobiście najbardziej spodobała się postać grana przez Jamesa Coburna, czyli Britta - specjalistę od rzucania nożami.
W pełni popieram wasze zdanie, Britt był najciekawszą postacią tego klasowego filmu, gdyż wyróżniał się on nie tylko wspaniałym posługiwaniem rewolwerem i doskonałą celnością lecz miał świetnie opanowane posługiwanie się nożem. :)
Wita. To ja w takim razie pozwolę sobie na votum separatum. Stawiam na Tolka Banana:) tzn. Chrisa Adamsa, który oprócz niewątpliwego kunsztu rewolwerowca posiadał cechy przywódcze i zmysł organizacyjny. To on trzymał wszystko w ryzach i dużej mierze to dzięki niemu wojna z bandą Calvery zakończyła się sukcesem. Pamiętam w szkole podstawowej kłótnię na katehezie. Po obejrzeniu "7 wspaniałych" wynikł klasowy spór, kto ma być Łysym. Mi w udziale przypadł Chico...
Chico też był dobry :) tylko trochę impulsywny :) Faktycznie gdyby nie Chris i jego determinacja oraz przez Ciebie wymienione "cechy przywódcze i zmysł organizacyjny" było by o wieli trudniej ocalić ubogą wioskę.............
Lee wg mnie był najciekawszą i najbardziej tajemniczą postacią z całego filmu, zdecydowanie było go za mało (Co to jest 60 ujęc). Na temat tej postaci można by nakręcic osobny film, jego śmierc z całej czwórki jedynie bardzo mnie wzruszyła.
Faktycznie można mieć pretensję do twórców filmu że zbyt mało czasu poświęcili na przedstawienie Lee..................
Już wtedy gdy za dzieciaka oglądałem ten film, Britt był również moją ulubioną postacią, ma w sobie coś z postaci kreowanych przez Eastwooda w Dolarowej Trylogii, taki milczący mistrz w swoim fachu. No i ta zajebista scena:
"-To był najlepszy strzał jaki w życiu widziałem!
-Najgorszy. Celowałem do konia."
Ale zgadzam się, że Lee był o wiele bardziej tragiczną i przez to interesującą postacią. Cała ta scena z rozmową z wieśniakami i łapaniem much była świetna, a scena śmierci to już w ogóle był majstersztyk. Można było nakręcić świetny film o nim samym :)
Zresztą każdy ze wspaniałych był na swój sposób interesujący, w dużym stopniu dzięki genialnym aktorom, którzy się w nich wcielili.
jak dla mnie Britt, ta scena z pojednykiem, co on rzucał nożem a rywal strzelał była genialna. Poza tym Bronson taki westernowy snajper i McQueen też świetny strzelec wtedy w to okno majstersztyk. "-Dostałeś? -Tylko w cygaro" ;D
Lee! Tajemniczy i skryty, jak ktoś napisał powyżej - zdecydowanie było go za mało... Wszystkie związane z nim sceny były dość albo tragiczne albo w inny sposób interesujące. Jego wątpliwości, wyizolowanie i rozterki, którymi dzieli się z wieśniakami intrygują i spowodowały - przynajmniej u mnie - że to właśnie jego śmierć jest najbardziej bolesna i zauważalna, a przy tym cholernie wzruszająca.
Ogólnie muszę przyznać, że 3 najciekawsze postacie - Lee, Bernardo i Britt umierają, co chyba było niestety do przewidzenia.