A ja wystawiam filmowi pozytywną opinię.
Porusza kilka ważnych problemów, wciąż ważnych, mimo że już nie giniemy na barykadach z krzykiem "jeszcze Polska!"- problem trudnego wyboru we współczesnych czasach, gdy rządzi pieniądz i dusi kredyt, problem ludzkiej przyzwoitości, moralności, uszanowania historii i tych, którzy poświęcili się walce o wolność.
Fabuła szarpana, ale musi taka być, skoro akcja toczy się w trzech różnych momentach. Interesujący jest wątek toczący się we współczesności (szkoda trochę, że nie został pogłębiony i bardziej rozwinięty, że nie "pobabrano się" w dylematach wewnętrznych kierownika budowy, ale pewnie nie starczyło budżetu na rozwijanie takiej opowieści). Wciąż aktualny jest temat uwikłania w machlojki wielkich cwaniaków przy kasie, gdzie po głowie i tak zawsze dostanie ten na końcu łańcucha pokarmowego, temat znieczulicy współczesnej "warszawki" wobec swej własnej przeszłości. To dzieje się tu i teraz, nie tylko na ekranie. Wreszcie ważny problem, którzy został nakreślony w filmie - by nie mierzyć ludzi jedną miarą. Czasami ten marzący po murach nietuzinkowe graffiti okazuje się porządniejszym i uczciwszym człowiekiem, niż krawaciarz w lakierkach i świetnym wozie, który kształcił się jedynie po to, by trzaskać szmal bez względu na wszystko.
Było też kilka "chwytających" momentów, np. Johan w piwnicy i nieco metafizyki temu towarzyszącej... ładnie, wyjątkowo ładnie zostało to zaprezentowane.
Cóż, uważam, że debiut jest udany. A na tle takich gniotów jak "Bitwa warszawska" (z całym szacunkiem do pana Hoffmana, właśnie dlatego uważam ten film za gniot, gdyż wiem, na co było Hoffmana stać w przeszłości) film 20-letniego debiutanta prezentuje się zaskakująco dobrze. Oczywiście, są też momenty, które mi zgrzytały, ale bynajmniej nie była nim hiphopowa muzyka, brzmiąca zalewie przez kilka chwil w filmie. Nie jestem zresztą typem na tyle zasadniczym, by mnie takie zestawienie współczesności z przeszłością raziło do bólu zębów i odstręczało tak bardzo, by nie ujrzeć spod tej warstwy własnego wstrętu nic więcej.
Daleka będę od ostrej krytyki. Potknięcia są, jak wszędzie i we wszystkim, ale drzewa nie przysłonią mi lasu. Widzę dużo dobrej pracy w połączeniu starych kadrów ze współczesnymi, widzę zapał, widzę kilka naprawdę wymownych ujęć (np. migawka z nagrobkiem Bieruta - krótkie, a mówi dużo) i dających do myślenia tekstów "a nie ma pani czegoś o kosmitach?", oraz ciekawą i całkiem sprawną zabawę symboliką.
Nie uważam, że straciłam te kilka złotych, idąc do kina. Nie... nie wybucham szalonym entuzjazmem (należę raczej do wymagających widzów, którzy lubią kino mocno psychologiczne), ale jednocześnie powiem, że jest potencjał w młodym pokoleniu. I to mnie cieszy.
Dobrze się oglądało :) Przekaz był.
Moja ocena... może trochę na przekór bezlitosnym i wszechumiejącym krytykować krytykantom? :))