Muszę zdradzić kilka słów o sobie żeby dalsza część oceny filmu miała właściwy aspekt. Jestem historykiem i film obejrzałem z "własną osobistą" klasą (III klasa szkoły średniej) więc moja ocena opiera się również na obserwacji ich reakcji na film. Zdecydowanie film trudny w odbiorze i nie od razu można wyłapać wszystkie niuanse fabuły. Czytam komentarze na forum (a to że muzyka nie taka, że gra aktorów nie taka itp) ale myślę że należy go traktować w oderwaniu od dzisiejszych superprodukcji pełnych komputerowych fajerwerków, a nawet od większości filmów które obecnie powstają w Polsce. Uważni widzowie dostrzegą pewnie że jest to film - powiedział był bardzo intymny, opowiadający osobistą historie i należy go oglądać i oceniać w oderwaniu od popkulturowego "chłamu" (inaczej nie potrafię tego nazwać)
Ocenę zaniża moim zdanie właśnie fakt że powstał obraz bardzo trudny w odbiorze - a już na pewno trudny dla niewyrobionego widza jakim w większości jest młodzież (bez obrazy). Tak więc było widać że nie którym się podobał, a inny wyszli z kina lekko znudzeni. Ale po pierwsze historia nie jest dla każdego, a po drugie oglądać filmy też trzeba umieć.
Oceniliśmy film tak samo, ale chyba z innych powodów. Choć w sumie nie napisałeś, co było na plus, a co na minus.
Co do "jestem historykiem" kiedyś to miało znaczenie. Dzisiaj, niestety, mamy takich historyków (nie wszystkich oczywiście), że nie do pomyślenia w "normalnych czasach".
Historyk podchodził do tematu z szacunkiem i niewyobrażalne było jakiekolwiek naginanie, manipulowanie faktami. Przedkładanie swojej osoby ponad opisywane wydarzenia! Dzisiaj najważniejsze jest "błysnąć", a co tam prawda? A co tam fakty? Choćby, w temacie, książka "Obłęd 44").
Ja od filmu nie oczekiwałem fajerwerków, a przynajmniej nie od każdego (jak idę na jakiś rozrywkowy, energetyczny SF to i owszem oczekuję :) ), ale np. solidnego aktorstwa (w tym filmie aktorstwo jest tak dramatycznie różne, że szok. Nehrebecka grała fantastycznie, a obok niej role na poziomie M jak Miłość, czy nie gorsze nawet).
Z obiema tymi opiniami się absolutnie zgadzam! Pan na górze wprost wyjął mi to ust, a pan na dole doskonale podkreślił grę aktorską. Młodzież jest bardzo wymagająca, aż czasami za bardzo i jak słucham opinii moich kolegów to mam ochotę ich udusić... Jak można porównywać wysoko budżetowe produkcje do takiego filmu? Nie mówiąc już o kinie amerykańskim... Ludzie, ogarnijcie się!
Daję 7, bo nie spodziewałam się, że ten film aż tak mnie wzruszy. Do zarzucenia mam dużo, ale w tym momencie techniczne rzeczy tak bardzo się nie liczą, tylko to co on miał do przekazania, a wydaje mi się, że ja to przyjęłam.
Metodą kopiuj /wklej wklejam więc pytanie chwilowo bez odpowiedzi w innym wątku forum pod tym filmem na temat owego obrazu filmowego. Pytam bo właśnie ten film jest emitowany w kinie w mojej miejscowości.
A wiele tam jest tej współczesnej muzyki? Ten hip-hop w zwiastunie czy jak to tam nazwać sam w sobie wnosi wiele pozytywów, temu nie sposób przeczyć. Lecz ja jestem z innego pokolenia i przyznam szczerze,że ów gatunek muzyczny nie wzbudza mojego zachwytu. Napiszę tak, rozumiem, nie potępiam lecz nie słucham, bo nie podoba mi się, forma troszkę mnie drażni. Dlatego moje pytanie jest takie czy ta muzyka nie zdominuje obrazu i opowiedzianej historii. Miałbym zapewne problem z akceptacją takiej artystycznej formy wypowiedzi. Młodym pewnie łatwiej zafirmować się z takim filmem. Pytam bo zastanawiam się nad udaniem się do kina.
Boję się,że zbyt wiele muzyki tego typu mogłoby być trudne dla mnie do strawienia. Chociaż z drugiej strony wiem,że jest to dobry sposób by dotrzeć do młodzieży z historycznym przesłaniem.
Nie - myślę że muzyka zdecydowanie nie dominuję obrazu,a co więcej naprawdę dodaje klimatu całości. Nie jestem wielkim fanem grupy Hemp Gru ale absolutnie nie przeszkadzało mi połączenie obrazu i dźwięku. Jak najbardziej polecam - warto ocenić samemu. Pozdrawiam.
A co do postu "Kotki232" - Dzięki :) za to że jest z kim porozmawiać na Filmwebie :)
Ja też nie jestem młodziakiem, a hip hopu zwyczajnie nie lubię (kląć potrafi każdy, nie trzeba do tego włanczać płyty), ale tu w zasadzie wulgaryzmów nie ma, no jakieś pojedyncze słowo na cały film.
Film nie jest rewelacją, ale temat warty wspominania, obejrzeć warto.
Dokładnie :) Wydaje mi się, że o to też w tym filmie chodziło, aby obalić stereotyp takiego typowego "dresa" i rapera, którzy przez swoją muzykę nie wnoszą nic, a pokazać, że wśród każdej subkultury są ludzie, którzy są "dobrzy" i chcą zrobić coś dla społeczeństwa. Nigdy raczej nie przekonam się do hip-hopu, aby go słuchać na co dzień, ale pozytywnie się zaskakuję i likwiduję swoje uprzedzenia.
"yetiy" - jest mi naprawdę bardzo miło :D