Co sądzicie o zmianie zakończenia w filmie względem opowiadania Kinga? Początkowo trochę mnie to irytowało zwłaszcza zaraz po przeczytaniu i uważałem, że to dość tani hollywoodzki chwyt, nie do końca potrzebny happy end itd. Pokazanie, że Redowi jednak udało się przekroczyć granicę i dotrzeć do Andyego wydawało mi się nie do końca trafnym chwytem. Jednak po kolejnych seansach stwierdzam, że jednak wyszło to temu obrazowi na dobre. Wymowa filmu przemawia dzięki temu mocniej, silniej, a końcowe kadry są dla mnie naprawdę wzruszające. A wy jak myślicie? Której wersji jesteście zwolennikami?
Książki wprawdzie nie czytałem, ale końcówkę filmu uważam za najlepszą ze wszystkich filmów jakie widziałem. Widziałem film chyba z dwadzieścia razy i chociaż jestem dorosłym, niezbyt uczuciowym facetem, to za każdym razem ściskało mi gardło, a łzy wzruszenia cisnęły się do oczu.
Mam nadzieję że Andy tam jest...
Mam nadzieję że Pacyfik jest tak błękitny,jak w moich snach.
Mam nadzieję.
Obydwa zakończenia są bardzo dobre;)
Nie mam nic przeciwko filmowemu zakończeniu, a po kilkunastokrotnym obejrzeniu ( ;) ) mogę stwierdzić, że piękniejszego zakończenia nikt nie zdołałby wymyślić. Plaża, błękitny ocean, Andy szorujący tę swoją łajbę i spotkanie dwóch przyjaciół w pełnym słońcu... Do tego muzyka! Za każdym razem doznaje niepowstrzymanego wzruszenia :)