...są idiotami.
Przyzwyczaiłem się do tego, że już nigdy nie spodoba mi się film, który nie został objechany w
internecie. Całkowicie przywykłem. Oglądam film, który uważam za fenomenalny, wracam do domu,
odpalam Filmweb - a tu fala hejtu. Żenujący przewidywalni jesteście, kochani hejterzy.
No więc.
Najlepszy Bond z Craigiem. To jest teza którą stawiam na początku. Skyfall to najlepszy Bond w
Danielem Craigiem w roli głównej.
Quantum of Solace jest chłamem, żenadą, skazą na historii Jamesa Bonda i krew się we mnei
gotuje gdy czytam, że dla niektórych był lepszy od Skyfall.
Quantum to nie był Bond. Quantum był podrzędnym filmem akcji, bardzo podrzędnym. Nie oferował
nic ciekawego.
Casino jest bardzo dobre, ale nie trzyma w napięciu tak jak Skyfall. No i nie ma tak genialnego
czarnego charakteru. Więc właśnie. Po kolei.
1. Napięcie.
Ludzie mówią, że zasypiali na Skyfall. "Nie to co Quantum, tam to się działo" - mówią. Otóż
informuję. Filmy o agencie 007 to nie kino strzelaniny, wybuchu, ciągłej akcji. Filmy o Bondzie to
filmy NAPIĘCIA. Mają trzymać w napięciu. Rozumiem, że młode pokolenie widzów może zwyczajnie
nie załapać tej konwencji. Natomiast wstyd by mi było mieć więcej niż 14 lat i mówić "Ja to
zasypiałem na Skyfall." W filmie napięcie budowane jest fenomenalnie. Sceny są wizualnie PIĘKNE.
Jest bardzo ciekawie, nie nudziłem się ani przez sekundę.
2. Intryga.
W Skyfall intryga jest, na szczęście, prosta. Bo intryga ma być prosta i wciągająca. Taka ma być.
Intrygę widz ma rozumieć, po to, aby lepiej się w nią wciągnąć, ale nie wiedzieć o niej wszystkiego,
aby mógł stopniowo odkrywać jej elementy.
Biorąć powyższe pod uwagę, można śmiało stwierdzić, że Skyfall posiada intrygę IDEALNĄ. Na
intrygę składają się też bohaterowie i puenta. No więc.
3. Bohaterowie.
NAJLEPSZY! CZARNY! CHARAKTER! W HISTORII! KINA!
Zobaczmy.
Nasz bad-guy jest w stanie skonfrontować się z całą MI6 na gruncie intelektualnym i wygrać. Nasz
bad-guy jest w stanie skonfrontować się z protagonistą czysto fizycznie - strzela lepiej, wyszkolenie
posiada identyczne, a na pewno podobne. Nasz bad-guy (a to rzadkość) jest piekielnie
wiarygodny, ma swoje słabości (wiadomo....), wewnętrzny dramat, bogatą przeszłość, krwisty i
prawdziwy motyw zemsty. Jednocześnie jest geniuszem-psychopatą. Przysięgam, nie widziałem
lepszego czarnego charakteru w żadnym filmie.
Bond. Powrót Bonda do służby - rewelacja. Oczywiście, psia mać, że po postrzale w ramię oraz
długim okresie bez treningu jest słabszy i gorzej strzela niż przedtem. Świetny motyw. Pokazuje
(również w scenie ze skorpionem i drinkiem, tak krytykowanej...), że Agentowi 007 pozostała
żelazna psychika oraz wyszkolenie. Że złote lata kiedy był maszyną do zabijania minęły. Później
znowu się nią staje (tutaj akurat minus, nastąpiło to za szybko - ale rozumiem, że nie mół być
kaleką cały film).
Dziewczyna Bonda. W tym filmie słaba. Na minus.
Q. Q! Q!!! Jakże świetny był ten nowy Q. Wątek humorystyczny, ale też bardzo ciekawy. Super
postać. Świetnie dobrany aktor.
M! M! M!! Jakie to szczęście, że nareszcie wykorzystano motyw M i jej relacji z Bondem do
zbudowania fabuły. Czekałem na to. (Judi Drench - fantastyczna!)
4. Puenta.
Muszę coś dodawać? Ujawnienie tej mulatki jako Panny Moneypenny, oraz nowego M w tym
charakterystycznym pokoju wgniotło mnie w kinowy fotel. Każdy miłośnik serii o Bondzie powinien
ten wątek docenić, a nawet (jak ja, a wcale nie jestem wielkim miłośnikiem) piać z zachwytu.
5. Konwencja.
NARESZCIE jest BOND! Głęboki wdech po beznadziejnym Quantum. Świetne nawiązania
humorystyczne. Serio, pare razy szeroko się uśmiechnąłem. Samochód Bonda - wreszcie powrócił.
Też fajne nawiązanie. Wreszcie 007 nie jest bezmyślną maszyną do zabijania. Scena walki w tym
zbiorniku (?) z waranami z Komodo - super powrót do klasycznych, puszczających oko do widza
filmów. Jednocześnie świetne elementy bardzo nowoczesne (pościgi!), w tym ABSOLUTNIE
MIAŻDZĄCA scena ujęcia tego snajpera. Ta z meduzą w tle. Wizualna perła. Cudo. Zaparła mi
dech w piersiach.
Porównanie? MOŻNABY porównać z Casino Royale. Możnaby. Ale Skyfall ma DUŻO lepszą
realizację, BARDZO DUŻO lepszą fabułę i O NIEBO lepszego antagonistę.
Dałbym 9/10. Ale z racji dumnego powrotu prawdziwego 007 czasów nowoczesnych - dam 10/10.
Haters gonna hate.
P.S. Oświadczam uroczyście, że KAŻDY zarzut wobec tego filmu mogę odeprzeć. Każdy. Zdziwię się mocno, jeżeli ktoś znajdzie poważniejszy zarzut, którego logicznie nie wyjaśnię.
Zapraszam.
Zgodzę się że film był dobry ale nie wiem czy najlepszy. Moim zdaniem własnie Casino Royale było najlepszą częścią z Craigiem także przez "bad-guy'a" który przemawiał do mnie bardziej/lepiej niż Silva - chociaż tu trzeba przyznać, że rola jak i postać świetna, najwidoczniej jednak nie trafiała w moje gusta aż tak jak Le Chiffre.
Co do całej afery z nudnością muszę potwierdzić, że mogło pojawić się znużenie. Głównie dlatego, że nie było spójnego tempa. To jak opisałeś " budowanie napięcia " moim zdaniem było całkowicie nieudane - głównie dlatego że raz było ona aż po sufit by później opaść po samą piwnicę. Oczywiście trzeba jeszcze wspomnieć o całkowicie nie potrzebnym przeciąganiu fabuły w posiadłości Skyfall. Mam ponad 14 lat i otwarcie mogę przyznać, że końcówka była usypiająca. Jednym z kolejnych powodów była właśnie intryga, która choć skonstruowana zgrabnie była banalna (nie prosta) i właściwie już od połowy filmy byłem świadom jak wszystko się potoczy. Dlatego też takie przeciąganie fabuły jak wspomniałem wcześniej mogło być usypiające.
Wracając jeszcze do czarnego charakteru - lepszym był na przykład Joker Ledger'a.
Podsumowując, nie ma żadnej rzeczy czy szczegółu do którego można by było się przyczepić w filmie ponieważ było on na dobrym poziomie - od rewelacyjnych zdjęć po świetną grę aktorską oraz wiele dowcipnych momentów. Wydaje mi się jednak że wszystko zależy od gustu więc i kłócić się nie ma o co. Dla mnie to jest tylko dobry film ni mniej ni więcej.
Właśnie te momenty, kiedy napięcie opadało (takie są przecież konieczne) były wypełniane albo wizualnie pięknymi scenami, albo dowcipnymi dialogami. Więc problemu nie widzę.
Co do zakończenia, to już chyba rzeczywiście kwestia gustu - dla mnie było świetne i nie wyciąłbym z niego ani jednego kadru.
Joker Ledgera w istocie był super, ale był komiksowo odrealniony i "fantastyczny". Na postać Jokera pozwolić sobie może jedynie ekranizacja komiksu z całą swoją umownością, gdybyśmy zobaczyli go w Bondzie, wywołałby śmiech albo zażenowanie. A Silva był bardzo krwisty i prawdziwy. (Chociaż Jokera z Mrocznego Rycerza uwielbiam).
strasznie krwisty i prawdziwy koleś, szczególnie gdy wyciąga sobie szczękę z ust ;) to takie prawdziwe i realne! do tego nie ma problemów z mówieniem a przecież mu wyżarło wnętrzności? podobno?
To film o Jamesie Bondzie, na Boga! Pamiętasz czarne charaktery ze starszych części?
Ale jest "sensacja", zamiast "dokument" - i to wystarczy.
Jakoś to, że właściwie nikt nie używa pistoletu, tak jak powinien, czyli używając obu rąk, ci nie przeszkadza.
Bo to nie jest ani trochę badass. Tylko kobiety i policjanci w filmach mają prawo używać pistoletu w ten sposób.
Silva jest tak samo nierealny jak Joker, jak sam napisałeś - jest on po prostu najlepszy, najinteligentniejszy i w ogóle naj naj naj z małą skazą w przeszłości, żeby ładnie zawiązać fabułę. Naprawdę nie trudno taką postać skonstruować.
Co do oceny samego filmu, częściowo zgodzę się z Airandil - był dość dobry, więc cieżko się do czegoś przyczepić.
Tak naprawdę, to jest mi on zupełnie obojętny, więc szanuję twoje zdanie, choć wychwalanie każdego elementu można uznać za trochę zabawne. Film to po prostu porządnie zrealizowany - trochę lepiej od pozostałych, ale bez przesady - kolejny odcinek przygód Bonda. Czyli nic ciekawego.
Powiem szczerze że mi też Silva od razu skojarzył się z Jokerem. To jego opowiadanie historyjek, to że dał się złapać i był o krok przed Bondem. Ale chyba to czyni go najfajniejszym czarnym charakterem jaki widziałam w Bondzie.
Zgadzam sie w 100%. Wedlug mnie najciekawsza byla 1 czesc. Skyfall jakos nie specjalnie trzymalo mnie w napieciu, duzo ciekawsza pod wzgledem fabuly byla Casino Royal, ale to oczywiscie tylko moja opinia.
Narzekasz na hejterów, a sam co napisałeś o Quantum? Dlaczego traktujesz z góry osoby którym ten właśnie film się podobał, czy jesteś jakimś nadczłowiekiem o jedynie słusznym guście? Specjalnie pod kontem zarzutów obejrzałem kilka dni temu Quantum, i jak dla mnie film znakomity, Skyfall niezły ale gorszy. Ale w sumie mamy podobnie, ja też po obejrzeniu Quantum stwierdziłem że było dobrze, wchodzę na filmweba a tu komentarze, ze beznadzieja. Chętnie podyskutuje o Quantum, a w odpowiedzi na Twoje "zaproszenie" wytłumacz mi scenę w Szanghaju gdzie bond trzyma tego gościa wypadającego z wieżowca i pyta go dla kogo pracuje. Bond powinien może jeszcze powiedzieć coś takiego: "mów szybko bo już dłużej Cię nie utrzymam i zaraz spadniesz, ale przecież jesteś moim wrogiem więc powinieneś mi pomóc przed śmiercią".
Fakty o Quantum są takie, że jest efekciarskim filmem akcji, bez ciekawej fabuły, z masą bzdurnych niedociągnięć. QUantum nie może się zdecydować, czy już chce być tanim kinem sensacyjnym, czy jeszcze chce przemycić odrobinę Bonda. W większości scen dominuje zdecydowanie ta pierwsza opcja. Quantum of Solace zwyczajnie nie jest Bondem, a na pewno nie dobrym Bondem. Nie tego typu filmu oczekuję po produkcji z agentem 007. Po prostu. Jako zwyczajny film akcji - 8/10, serio. Ale jako film o Bondzie...
Co zaś do sceny w Szanghaju. Po pierwsze - Co miał innego zrobić? Niby głupie pytanie. Ale. Walczy na śmierć i życie z wyszkolonym zabójcą. W takich sytuacjach działa pamięć mięśniowa i myśli się bardzo niewiele, przypuszczam że albo odruchowo, albo z natłoku adrenaliny, zrzucił przeciwnika. Złapał go, podjął jakąś-tam próbę naprawienia błędu. Nie mógł się przecież uśmiechnąć i rzucić "Yippie ka-yay", puszczając i zabijając "przesłuchiwanego".
Po drugie, w scenie widać spadek formy Bonda. Jeżeli się nie mylę, złapał go tą ręką, w której ramię otrzymał kulkę. Jeżeli tak, to mocno naciąganym jest fakt, że utrzymał go w ogóle dłużej niż 3 sekundy.
Po trzecie - Gdybym Bond ujął go jakoś. Co dalej? Powrót do MI6, przesłuchanie? To dopiero byłoby nudne. Miał wynająć w Szanghaju jakąś piwnicę i tamgo torturować? Żeby nie hamować akcji, musiałby na miejscu przyłożyć mu broń do łba i grozić (a i to nie za bardzo, bo był obserwowany). Zapewne niczego by nie usłyszał, więc musiałby tak czy siak odstrzelić mu łeb i uciekać. Film zyskałby tylko kilka zbędnych minut.
Ja lobię efekciarskie filmy, a jak do tego dobrze ubrany Bond pomyka astonem DBS to w zasadzie jak dla mnie kwintesencja Bonda. Gadżet w postaci telefonu który w nocy i z dużej odległości robi tak dobre zdjęcia też się broni. Fabuła jak dla mnie ciekawa i spójna, fakt ujęcia w scenach akcji strasznie szybkie i ten wyskok ze spadochronu trochę drażnią. Natomiast podobał mi się montaż kiedy niektóre sceny się na siebie nakładały, jak choćby w operze po zdemaskowaniu członków Quantum. Natomiast w scenie w Szanghaju Bond po prostu nie powinien nic mówić, no chyba, że udało by mu się wciągnąć tego gościa, to wtedy pistolet do głowy i próbuje coś wyciągnąć. A i jeszcze jedno, zastrzelono tam naprzeciwko jakiegoś ważnego gościa, byli świadkowie którzy widzieli Bonda, na dole w tym wieżowcu zastrzeleni ochroniarze, trup który spad z wysokości, jak Bond z stamtąd nawiał? A jeszcze jedna scena, Bond wie którym jachtem ta laska wraca do Silvy, po co on się tam sam pcha, na łodzi pełno ochroniarzy pracujących dla Silvy a ten zamiast jakoś tajniacko ich śledzić albo zrobić im "wjazd na chatę" z całą ekipą to idzie do paszczy lwa na własną prośbę. A ogólnie mój zarzut do Skyfall, oprócz pewnych nielogiczności(które umówmy się, pojawiają się chyba w każdym filmie z Bondem) to masa przegadanych scen, Mendes jest świetnym reżyserem ale jednak nie w tej konwencji.
Efekciarskie filmy - zobacz moją ocenę Avengersów ;)
Co do reszty. Przecież w Skyfall dobrze ubrany Bond również pomyka. Tyle że oprócz tego jest dużo lepiej fabularnie i technicznie. Akcji też nie jest mało>
A zarzuty co do "lezenie w paszczę lwa" sam bym miał, gdyby James sobie nie poradził. Poradził sobie? Poradził. Znaczy że dobrze zrobił. Poza tym średnio widzę to tajniackie śledzenie, musiałby chyba kraulem za nimi płynąć żeby go nie zauważyli.
Co nie zmienia faktu, ze bylo to troche dziwne i bez sensu. Rownie dobrze mogl tam doplynac, a Pan Silva od razu go zastrzelic ( wiem, ze mial propozycje o dolaczeniu do niego dlatego go nie zabil, ale skad Bond niby mialby o tym wiedziec) Wiec uwazam, ze to posuniecie bylo malo sensowne.
Quantum musiał był efekciarski, bo jak z pewnością wiesz, wtedy był strajk scenarzystów i film powstał na bazie scenariusza reżyserza i Craiga, którzy pisali go codziennie po kawałku. Dlatego wyszedł (z tego co słyszałam) bardzo efekciarski film, żeby wypełnić luki w fabule. Więc myślę, że ci co go nie lubią, mają trochę racji.
Skyfall to bujda na resorach.
Po pierwsze radzę sobie poczytać co nieco o pociskach z rdzeniem uranowym (a takich używa nasz "nieuchwytny" zabójca który walczy z Bondem w pierwszych minutach filmu) otóż Bond po dostaniu takiej kulki powinien być trupem w najlepszym razie kaleką a dodajmy że pocisk się rozprysnął.
Obrona "Częstochowy".
Wydłubywanie sobie odłamków nożem taa megarealistyczne.
Pan wielki super haker nie ma problemów ze zdetonowaniem bomby na odległość jednym kliknięciem ale później musi osobiście załatwić sprawę bo przecież kretyn nie może użyć gazu usypiającego.
M. z powagą cytuje wiersz Tensona (proszę wybaczyć jeśli pisownia zła) by zaraz potem film zamienił się w kreskówkę super uber haker wchodzi jak do stodoły i oczywiście żadnego oporu , żadnych kamer, strażników z bronią długą, potrójnej lini ochrony i oczywiście to wszytko po 11 września jak widać niektórzy łykną każdą głupotę.
Film raz jest w tonacji serio by zaraz potem powalić widza głupotą kolejnej sceny.
itd. itp.
Najlepsze jest to że wszyscy dostali amnezji że w założeniem nowych Bondów z Craigiem miał być maksymalny realizm, odchudzenie 007 z gadżetów oraz tego aby filmy o Bondzie nie przypominały kina SF jak to się miało np. w przypadku "Śmierć nadejdzie jutro"
Tyle tylko że nie da się połączyć kina w stylu Bourne-a (a w takim stylu było zrobione "Casino Royale" oczywiście kilka przegięć było ale w porównaniu do tego z czym mamy do czynienia w Skyfall to na wpadki w Casino można przymknąć oko) z kinem w stylu zabili go i uciekł a w takim stylu był utrzymany Bond sprzed "Casino Royale".
Zresztą Bond jest postacią "komiksową" proponuję przeczytać artykuł "Kim był Ojciec Jamesa Bonda?" oraz obejrzeć film dokumentalny:
Prawdy i mity filmowej elity: James Bond
serial dok (True Stories: James Bond)
95% tego co opisał Ian Fleming to fikcja więc ktoś kto usiłuje innym wmówić że agenta 007 da się "urealnić" i "uczłowieczyć" to duby smalone plecie i po prostu wciska kit to co może Hansa Klossa też "urealnijmy" ? śmiech na sali.
Zaczynam się poważnie zastanawiać czy naprawdę cześć osób nie siedzi w kieszeni u dystrybutora filmu i wali ocenami 9 i 10.
Po prostu nie wierzę że tej chałturze zrobionej na odwal się można z własnej nieprzymuszonej woli dać 9 lub 10.
Już po pierwszym zdanie parsknąłem śmiechem :D Stary to nie film na faktach. Do Bond, jesteś z tych oszołomów co czepiają się, że w Gwiezdnych Wojnach słychać wybuchy w próżni? Polecam dowiedzieć się czegoś przed oglądaniem tak długiego filmu, o tym co moze się w nim dziać. Ja nawet bym się nie zdziwił jakby Bond zjadł granat i wypluł zawleczkę, a później wystrzelił z tyłka ogniem. To Bond, James Bond, rozwaliłby i Rambo i Batmana razem wziętych.
Widzę że masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem więc specjalnie dla Ciebie jeszcze raz:
http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=255&pid=29361
I to mówią Barbara i Wilson Brocoli
Najlepsze jest to że wszyscy dostali amnezji że w założeniem nowych Bondów z Craigiem miał być maksymalny realizm, odchudzenie 007 z gadżetów oraz tego aby filmy o Bondzie nie przypominały kina SF jak to się miało np. w przypadku "Śmierć nadejdzie jutro"
Tyle tylko że nie da się połączyć kina w stylu Bourne-a (a w takim stylu było zrobione "Casino Royale" oczywiście kilka przegięć było ale w porównaniu do tego z czym mamy do czynienia w Skyfall to na wpadki w Casino można przymknąć oko) z kinem w stylu zabili go i uciekł a w takim stylu był utrzymany Bond sprzed "Casino Royale".
Zresztą Bond jest postacią "komiksową"
95% tego co opisał Ian Fleming to fikcja więc ktoś kto usiłuje innym wmówić że agenta 007 da się "urealnić" i "uczłowieczyć" to duby smalone plecie i po prostu wciska kit to co może Hansa Klossa też "urealnijmy" ? śmiech na sali.
Zrozumiałeś ?
Ps. Przeczytaj jeszcze raz mój poprzedni post i zastanów się czy dobrze zrozumiałeś tekst bo masz z rozumieniem tekstu duże problemy.
ja się zgadzam z Tobą :) aczkolwiek Bonda można ciut urealnić i to wychodzi dobrze, bo mimo wszystko Skyfall jest arcydziełem przy Śmierć nadejdzie jutro.
Z tymi operacjami plastycznym to faktycznie było przegięcie ale czyż "obrona Częstochowy" nie jest również takim przegięciem.
Wszystko to prawda, dodaj tylko, że Ralph Finnes też, mimo mini roli, zabójczy.
Z jedną rzeczą się nie zgodzę, to nie był najlepszy czarny charaker, w historii kina. Zdajesz sobię sprawę jak to brzmi? Sprawia, że tracisz wiarygodność. To jak powiedzieć, że Messi to najlepszy piłkarz w historii piłki. A Zidane, Pele, Maradonna, Best?
A tu zapominasz o Lecterze, Agencie Smithcie, Jokerach Mieliśmy tu jednego z jalepszych złoczyńców w historii kina, zdecydowanie pierwsza 10, może pierwsza 5, ale czy tak wspaniały, że lepszy od wielu innych mega złych?
Film fajny. Odnioslem jednak wrazenie jakbym ogladal kolejny, zwykly film sensacyjny. To co Filmy z Bondem od zawsze wyroznialo to chyba 3 podstawowe rzeczy: Aston Martin, dziewczyny Bonda, gadzety Bonda. Zabraklo mi wszystkiego. Dziewczyny byly...niby z jedna pod prysznicem byla akcja...ale pzreciez chyba wszyscy wiemy jak to wygladalo we wczensiejszych produkcjach - na dziewczyne bonda sie czekalo z niecierpliwoscia. Aston...No bez komentarza. Gadzety...wiadomo. I nie mozna tu mowic o postepie, o niezbednych zmianach i o podazaniu za duchem czasu. Bond to Bond...a nie hollywodzka strzelanka i pewne klasyczne rzeczy powinny zostac na zawsze. Zawiodlem sie ogladajac kolejny film o przygodach Bonda. Nie zawiodlem sie ogladajac film sensacyjny.
Odejście od konwencji "starego Bonda" bardzo mi się podobał w CR, ale Skyfall to już moim zdaniem gruba przesada. Zaczynam się zastanawiać, co zobaczę w następnym odcinku - Jamesa fleję, nieogolonego, ubranego w dżinsy i z kolczykiem w uchu? Pijącego wódkę z mety, spędzającego połowę odcinka w szpitalu. Zamiast lasek będzie wolał bić się z drecholami na ulicy?
Moim zdaniem za mało w tym wszystkim jest już Bonda - za mało lasek, martini, imprez, garniturów. Bond przestał być szarmancki, a kreujemy go raczej na Max Payne'a. Silva to najlepszy czarny charakter!? Sorry, ale do Buźki czy człowieka ze złotym pistoletem to on się nie umywa. Bardzo niezdarnie kreowany jest jego wizerunek superszpiega. Scena ucieczki jest wprost żenująca, gdy Bond wpada do sali, w której był przetrzymywany, a 1m od od kolesi w garniturach, którzy nic nie widzieli, nic nie słyszeli leżą martwi, uzbrojeni po zęby strażnicy. Nie wspominając już o tym, że Anglicy z racji ogromnej ilości kamer cctv, nadajników w wozach służbowych mają nieograniczoną możliwości śledzenia każdego, to scena, gdy Silva odjeżdża z centrum Londynu wozem policyjnym jest po prostu uwłaczająca. Takich przykładów jest setki!!!! w całym filmie. A wisienką na torcie niech będzie blizna Bonda, która to wędrowała z lewego na prawy tors i z powrotem. Sorry, ale to po prostu nie może być arcydzieło!
Może i jestem hejterem, ale niestety nic nie poradzę na fakt, że każdego, kto uważa ten film za arcydzieło i daje mu 10/10 będę uważać za bezguście i fana filmowych hamburgerów. Nie chce mi się przytaczać argumentów, bo jest masa konstruktywnych wątków na tym forum uzasadniających, dlaczego ten film jest tak dużo gorszy od świetnego i mimo wszystko dużo bardziej bondowskiego Casino Royale (które przy każdym kolejnym obejrzeniu zyskuje)
Może i jestem bezguściem i fanem hamburgerów, ale niestety nic nie poradzę na fakt, że uważam cię za kalafiora bez filmowego smaku. Ale nie chce mi się przytaczać argumentów.
scena w Szanghaju była bardzo ładna, te bąble na szklanych ścianach itd, ale scena gdy facet spada (Szklana Pułapka), scena w domku (Szklana Pułapka), wszędzie John McClane, John McClane to nie jest Bond, Bond nie wie kim chce być? (tzn. twórcy filmu nie wiedzą w którym kierunku podążyć by blond-Bond był czymś ciekawym i jednoczone ciągle był Bondem??), wcześniej był Mattem Damonem, tzn. Jasonem Bournem, teraz jest pijanym kuzynem Vladimira Putina, i nigdy nie lubiłem gdy Craiga tak nazywano wcześniej ale tutaj aż się prosi o takie porównania, Sean Connery, młodszy o 20 lat lepiej by sobie poradził w tym filmie, a przecież nie byłby taki młody ;) mam na mysli film pt. http://www.filmweb.pl/film/Osaczeni-1999-591
UWAGA SPOJLERY
A jak panie specu od filmów oceniasz scenę śmierci M, w której pełna wigoru i zadowolona mówi "długo ci to zajęlo Bond", po czym nagle jej wyraz twarzy przekręca się o 180 stopni i leży na łożu śmierci?
Jak panie specu podobała ci się scena w sądzie, w który główni bohaterowie JAK PAJACE strzelali do siebie przez dym? Bond ZAWSZE był agentem który reaguje szybko, dynamicznie, nie musimy długo czekać na jego reakcje! Przynajmniej to zafundowano nam w Casino i w QoS. A tutaj? Strzelają, strzelają a czarny charakter ma jeszcze czas, by z niesmakiem kiwnąć głową, i sobie odejść z całego miejsca zdarzenia! Błagam!
A jak ocenisz końcowe momenty przed śmiercią postaci grającej przez Bardema? W jaki sposób odnalazł M? BO ZAPOMNIAŁA ZGASIĆ LATARKI? &^*%^! Przecież mnie w tym momencie ręka sama chciała zasłonić oczy!
Takich przykładów może być mnóstwo!
Ten film jest po prostu denny, PROSTY - to jest najważniejsze. Tutaj nic nie trzeba kminić, wszystko masz tak pięknie podane na talerzu, że ja 40 min przed końcem filmu domyślałem się jak on się skończy. Ba, przewidziałem nawet tajemniczą skrzynkę i jej zawartość, którą dostał Bond od M, nie mówiąc już o tym że będzie "nowym M".
BRAK KONSEKWENCJI! "Wybuchające długopisy? My się już w to nie bawimy". Po czym co? Nagle pojawia się Aston Martin DB5, znany ze starszych części Bondowskich. No do cholery, bawicie się czy w końcu nie?
Casino Royale i QoS zafundowały nam nowy wymiar Bonda, bez zbędnych zabawek, Bonda bez skrupułów, agenta z krwi i kości, a nie rzucającym dennymi żartami niczym Pierce Brosnan (co niestety w Skyfall już miało miejsce). I to niestety MNIE się chce rzygać, jak słyszę, że QoS był dennym tanio-efekciarskim kinem. Chciałbym cię uświadomić, że to właśnie QoS posiada NAJLEPSZY opening, jaki kiedykolwiek widziałem w Bondzie - i naprawdę zdziwię się, jeśli nawet opening skrytykujesz. Ponadto intryga rośnie z akcji na akcję, co chwilę dowiadujemy się czegoś nowego, a tutaj? Tutaj to film stoi w miejscu, a my jesteśmy już dawno na jego końcu. Mózg wyłączony, nie potrzeba nic analizować albo chociaż odrobinę interpretować.
No można oczywiście rozpaczać. (co w moim przypadku miało miejsce).
Owszem, Skyfall momentami posiadał potencjał, było kilka scen, który wezbrały we mnie wszystkie emocje jakie posiadałem (min scena zamordowania tajnego agenta przez bonda w szklanym budynku). Ale to nadal za mało.
Mógłbym się tu jeszcze rozpisywać ile wlezie, ale dopiero wstałem, zresztą widać, że to co napisałem jest lekko chaotycznie poukładane. Chcę tylko zobaczyć reakcję pana speca, czy chociaż odrobinę przemówiłem mu do rozumu.
Scena śmierci M? Cóż, lekarzem nie jestem. Możliwe, że gdybym był, śmiałbym się z tej sceny. Ale nie jestem i wierzę, że przy cieżkich obrażeniach wewnętrznych stan zdrowia człowieka może się zmieniać dynamicznie. Ot, takie przeczucie. Ewentualne pretensje proszę zgłaszać wraz z zeskanowanym dyplomem z wydziału medycyny ;)
Scena w sądzie? Bardzo fajna. Dynamiczna, ale bez miliarda ujęć jak w Quantum, że nie wiadomo co się dzieje i jedynie padaczki można dostać. Strzelają przez dym. A o osłonie ogniowej słyszałeś? Jak strona przeciwna strzela, to trzeba się chować. Bond musiał się przemieścić w przestrzeni, więc strzelał - żeby samemu nie zostać, choćby przez dym, trafionym. A że Silva strzelał przez dym nieco później, a potem z niesmakiem kiwnął głową...a co miał zrobić? Podmuchać, żeby mu dym się rozwiał? Pokrzyżowali jego plan, musiał szybko ułożyć nowy, bo w bezpośrednim starciu z kilkoma uzbrojonymi ludźmi nie miał szans. Proste.
Odnalazł M, bo zapomniała zgasić latarki. Gdybys był ciężko ranną ofiarą zamachu, lub prostym szkotem ze wsi który pewnie był bardziej przerażony od samej M, też byś nie pamiętał o wszystkim. Gdyby był tam Bond, pewnie by pamiętał, on od tego jest. Reszta nie miała takiego obowiązku. Bardzo mnie irytuje kiedy ludzie narzekają, że postaci w filmie nie postępują w trudnych sytuacjach jak chłodne maszyny w 100% logicznie myślące o każdej ewentualności. Żenada odrobinę.
Nie jest denny. Dosyć prosty jest. Jak się chce skomplikowanego filmu, to proszę sobie Kieślowskiego włączyć, czy nie wiem kogo. A nie do kina na film z Bondem. I może trzeba było oglądać film, zamiast myśleć o tym, co się zaraz stanie. Lepiej byś się bawił.
To o czym wspominasz w kontekście samochodu to KWINTESENCJA skyfall. NIE, NIE bawimy się już w wybuchające długopisy, ale TAK w nowym Bonjdzie NADAL jest miejsce na stare szpiegowskie samochody i inne klasyczne elementy. Trzeba po prostu ROZUMIEĆ co się ogląda.
Casino Royale owszem, zafundowało nowy wymiar Bonda, a Skyfall ten wymiar rozwinęło i ulepszyło. Quantum of Solace to był krok w stronę przepaści, na szczęście dosyć krótki. i bardzo żałuję, że opening do Quantum był tak dobry (a był fenomenalny) oraz że śpiewał w nim jeden z moich ulubionych wokalistów (a śpiewał). Wolałbym taki opening dla Skyfall, ale nic nie poradzę. Jeżeli naprawdę był gdzieś czas i miejsce na analizę czegokowliek podczas oglądania Quantum of Solace, to widzieliśmy dwa różne filmy. A intryga była potworna. To tak nawiasem mówiąc.
Mam nadzieję, że odpowiedź Pana Speca (miło mi) jest zadowalająca, Panie Znawco. A jak tam rozum?
Mam pytanie do Ciebie, skąd Q wiedział że nie bawią się już w wybuchające długopisy?
No to jest trochę czepialstwo. Wiedział-nie wiedział. A może nie wiedział konkretnie o długopisach, tylko przypadkiem mu tak śmiesznie wyszło? Scenariusz to scenariusz.
ale ja nie oglądam scenariusza, ja oglądam film, skąd on to wiedział? skoro akcja dzieje się w czasie rzeczywistym, a w Casino Royale Bond ma nadany status 007 czyli dopiero zaczął przygodę z MI6
Ja ci powiem dlaczego. A raczej powiedziałem to już w komentarzu wyżej. BRAK KONSEKWENCJI. Miało to nawiązać do nowej koncepcji bonda, i do odchodzenia od starych standardów. Jak jednak widzimy po motywach z Astonem, nie ma tej konsekwencji, czyli prostu kolejny głupi żart, który niestety nie niesie za sobą nic innego jak niesmak.
Rozum... całkiem dobrze, z pewnością dużo lepiej niż u ciebie, skoro zgrywasz inteligencika pisząc długo recenzje, niestety z kiepskimi argumentami. Teraz już ci się chyba w ogóle pomysły skończyły, skoro zaczynasz wyzywać od idiotów ludzi o odmiennym zdaniu niż twoje.
O czym ty piszesz? Skyshit to film dla brytyjskiej szarej masy, gdzie flegma leje się strumieniami w potoku beznadzieji płynącej ze ...za przeproszeniem.. scenariusza. Oprócz sceny z pociągiem nie ma tam nic godnego uwagi. Czarny charakter - Silva - mimo szacunku dla odtwórcy tej roli - położył strasznie i tę kwestię oceny filmu. Gdyby nie nagłaśniany reklamami z przytupem - obraz ten zamknąłby się w ocenie 2/10 danej bardziej z litości niż z głosu serca fana serii. Dla mnie to najgorsza z możliwych części i cieszy mnie fakt, że może być już tylko lepiej! Pozdrawiam
P.S. "Casino Royale" było majstersztykiem!
AMEN.
Motyw z latarką mnie normalnie rozp ierdolił. A całość jest prosta, nudna, nieangażująca - zwyczajnie słabiutka.
osobiscie podzielam ta uwage , powiem tak , szedlem do kina bo ide na film z bondem , gdzie dla mnie byl tylko jeden bond i chyba kazdy wie kto, ale akurat tutaj WLASNIE TUTAJ Craigiem ZASTAPIL z powodzeniem tamtego bonda, i nie dlatego ze wspaniale gral ( bo gral) ale dlatego ze odstapiono od WSZECHMOCNYCH wlascicieli korporacji, od ktorych to rzygac sie juz chcialo , charaktery mieli takie czarne jak dupa albinosa, a wprowadzono naprawde CZARNY CHARAKTER do fabuly, a co do czepiania sie tego czy owego w samym filmie , ze cos nie logiczne albo ze zle to TEPE STRZALY jest to film ( FIKCJA) o agencie ktory nie istnieje !!! na planete sa programy dla was krytykow, ale pewnie tych tez nie ogladacie bo sa NUDNE !!! zgadzam sie z autorem posta ze jak przyjdziesz do domu i czytasz te wypociny ZNAWCOW to plakac sie chce i masz wrazenie ze jestes inny ... pozdrawiam i powtarzam ze byl to BOND , ktory byl MEGA FAJNY...
A oto kwintesencja mojego zdania na temat tego filmu, po wczorajszej wizycie w kinie. Rewelacja. :)
Zgadzam się w stu procentach z Twoja opinią.
To zdecydowanie Bond , który odstaje poziomem od swoich poprzedników . Jest tak dobry ,ze dziw bierze , że to tylko Bond. Przepiękne zdjęcia ( poziom chociazby Autora Widmo ) , fabuła mocno zakorzeniona w realiach nie bujająca na granicy fantastyki. Genialna gra aktorów. . Jednym słowem recepta na film, który na długo pozostanie w pamieci i będzie się chciało obejrzeć ponownie.
Moje uznanie dla recenzenta ( Donziemniak) - Brawo !