(...) Film Lambert wcale nie jest tak płytki, jak zarzucano mu w starych recenzjach. Co więcej, złamane zostaje w nim tabu, podjęty zostaje temat, któremu w świecie ejtisowego horroru konsekwentnie zaprzeczano. „Smętarz dla zwierzaków” można odczytać jako półtoragodzinną rozmowę o śmierci: wiele pytań o przyczyny odejścia ze świata płynie z ust małej Ellie, która traci brata w wypadku samochodowym. Dziś zachwycamy się nad filmami Ariego Astera czy Michaela O’Shea, ale w 1989 roku ekranową śmierć zrównywano z kolejnym powrotem Jasona czy Freddy’ego. Lambert, bardziej niż szlachtowaniem kończyn, zainteresowana jest wewnętrznym spustoszeniem, wyniszczającą udręką, jaka wynika z żałoby. Na płaszczyźnie emocjonalnej „Smętarz…” bywa uwierający. Wystarczy wspomnieć pogrzeb Gage’a i konfrontację dwóch bohaterów, którym z gardzieli urywają się ostre jak nóż despekty. Wszystkiemu temu towarzyszy widok niemal wypadających z trumny, dziecięcych zwłok.
Pełna recenzja: #HisNameIsDeath