"Smętarz" jako powieść przebija nawet "Lśnienie", bo strach po przeczytaniu połozyć się do łóżka, natomiast ekranizacja - szkoda gadać, bubblegummcdonaldfilm. Cóz z tego, że scenariusz napisał sam maestro, skoro aktorzy drewniani (szczególnie postać Rachel Creed)i bez wyrazu, jedynie scena Zeldy faktycznie robi wrażenie. Natomiast ta pęknięta czaszka pacjenta z mózgiem na wierzchu, czy zdeformowana twarz Rachel po transformacji cmentarnej, to po prostu komiks, tanie efekciarstwo w stylu Jamesa Camerona.
Zgadzam się, że para aktorów grających główne role to DREWNO w czystym tego słowa znaczeniu. Za to dziewuszka grająca Ellie spisała się na medal.
Pomysł z Pascowem - mnie osobiście odpowiadał, jeden z niewielu motywów w filmie, który mnie mile zaskoczył.
Zelda - nie podobała mi się, właśnie to nazwałabym tanim efekciarstwem, moim zdaniem powinno się pokazać wykrzywioną sylwetkę i ewentualnie rękę-szpon wykręconą chorobą. Głos OK, samo "użycie" OK, tylko po co tyle ochydy?
Zakończenie- śmiech na sali. jak dla mnie film powinien się skończyć w momencie gdy brudna ręka Rachel zaciska się na drzwiach i słychać owo sławetne "Kochanie...", na którym kończyła się książka.
Generalnie daje filmowi 5/10, scenariusz nie był zły, poza tym należy pamiętać ze film był kręcony 20 lat temu, efektów specjalnych nie było takich jak dzisiaj - każdy orze tak jak może. Jedynie beznadziejnego doboru głównych bohaterów nijak wytłumaczyć sobie nie mogę