Czy nie uważacie, że w tym filmie Pascow był niezwykle pozytywną, a chwilami wręcz zabawną postacią? Książkę czytałam dość dawno, ale wydaje mi się, że nie odegrał w niej aż tak dużej roli, a już na pewno nie był tak pozytywny.
Ogólnie film uważam za kiepski. O ile początek jeszcze mi się w jakimś stopniu podobał (był bardzo zgodny z treścią powieści), to od momentu pochowania Gage'a stał się katastrofą. Najgorsze było to śmiejące się dziecko z nożem. No i siostra Rachel - przecież ona nie była jakimś potworem, tylko zwyczajnie chorą (choć rozumiem, że przedstawienie jej w taki sposób, w jaki zrobiono to tutaj, mogło być obrazem przekoloryzowanych wspomnień - mnie nie przekonało). Jedynym, co NAPRAWDĘ mi się podobało był właśnie Victor Pascow i jego uparte i bezowocne stróżowanie nad Creedami.
Jakbym chciała to ocenić było by to coś między 2 a 3 na dziesięć.
Dla mnie to one były żółte ;) a film myślałem, że będzie gorszy i odchodził bardziej od książki a zaskoczyłem się pozytywnie. Zakończenie z tego co pamiętam z powieści to w filmie jest bardziej zamknięte.
Z tym zakończeniem to prawda. W książce w zasadzie nie było powiedziane, co wyjdzie później z ostatniego pochówku (choć pamiętam, że jak czytałam, to wydawało mi się, że dobrze się skończy).