false

${film.year}
7,0 3,9 tys. ocen
7,0 10 1 3941
6,2 30 krytyków
Smashing Machine
powrót do forum filmu Smashing Machine

a teraz coś z niezupełnie innej beczki, zwieńczenie nieoficjalnej trylogii - zapoczątkowanej Zapaśnikiem, zakontynuowanej Foxcatcherem - bez szału ni szoku ani rewelacji.

raczej popłuczyny.

the rock łazi tylko wte i wewte w poszukiwaniu orgazmicznego haju, skonfudowany, rozbisurmaniony, z miną cierpiętniczą, stale myśli o czymś innym. nieobecny w życiu doczesnym, zachowuje obecność od święta, szczególnie na ringu, w szatni bądź siłowni. generalnie - w odrealnionym swym żywocie niedookreślonym, mglistym i widzomisiowym. żona bidna ciągle czeka w gniazdku na akacji, a ten, nie wiem, jakiś taki głupi, może chory, łazi tylko i ćwiczy te swoje przysiady. goni króliczka własnej urojonej nieśmiertelności, w despotycznym amoku właściwym ludziom opętanym tak zwaną obcą ideą nadwartościową.

rola the rocka będzie tu tym samym na polu otwartej formuły mieszanych sztuk walki, czym rola pameli na polu tańca rewiowego w The Last Showgirl. wszystkiemu najpewniej jest winien brak oswojenia z własnym procesem odchodzenia, który nazywamy starzeniem się. a szerzej - kult powłoki cielesnej.

jak sobie z tym radzić, nie wiem.

ale w dzieciństwie rozpykałem schemat, jak nie bać się na horrorach: należy stanąć na zewnątrz, czyli utożsamić się z tym, który trzyma kamerę.

z czym tedy należy utożsamić się i w którym miejscu stanąć, aby nie bać się procesu starzenia się?

zamknięty w chorym centrum własnej głowy bohater też tego nie wie.

i to jest właśnie najpiękniejsze w całym tym zamęcie.

dostajemy szorstki, surowy, ponury dramat człowieka ewidentnie egzystującego poza realnością obiektywną; egzystującego w jakimś dziwnym i oderwanym świecie własnych mniemań i chorych ambicji; świecie, w którym jedyną maszyną naprawdę miażdżącą będzie oxykontin.

a tu już nie ma nic.