Niedawno dowiedziałem się o czymś co zmieniło moje postrzeganie bajki o małych niebieskich ludzikach. Otóż twórca Smerfów - belgijski rysownik Peyo był człowiekiem o lewicowych poglądach. Bajka podobno miała być początkowo alegorią walki szczęśliwego socjalistycznego społeczeństwa (Smerfy) z krwiożerczym kapitalizmem (Gargamel).
Jak się tak nad tym dłużej zastanowić to faktycznie Smerfy tworzą taką idealną komunę - każdy pełni określoną rolę społeczną, nie potrzebują pieniędzy, są szczęśliwi (no może poza Marudą:)), a na ich czele stoi ubrany na czerwono mędrzec z siwą brodą (skojarzenie z Marksem nasuwa się samo:)).
Gargamel natomiast jest owładnięty marzeniem zamienienia Smerfów w złoto. Nie traktuje ich jak żywe istoty, są dla niego jedynie środkiem do osiągnięcia celu, czyli szybkiego wzbogacenia się. Zupełnie jak w kapitaliźmie, gdzie często dla pracodawcy człowiek jest wart tyle ile może dla niego zarobić.
A mnie przypomina się moja katechetka z liceum (sześcioro dzieci, uważała kino i tv za wynalazek szatana), która poświęciła aż trzy lekcje na to, by przekonać nas, że moja ukochana bajka z dzieciństwa (oczywiście smerfy), to zuo, że oglądanie tejże jest przyzwalaniem na obecność diabła w swoim życiu... Cała klasa pękała ze śmiechu. Argumentowała to tym, że dziecięca wyobraźnia jest systematycznie niszczona przez twórców bajek i że jej dzieci nigdy nie oglądały żadnej, bo to oddala od Boga... Szkoda mi ich było serdecznie. Co to za dzieciństwo bez bajek?!
A co do tematu: teoria dość ciekawa. Można powiedzieć, że nawet bardzo:)