Nie wiem co Eastwood chciał tutaj osiągnąć. Jeśli idzie o fachowość w temacie to chyba daleko mu do naprawdę dobrego "Snajpera" z Tomem Berengerem (1993). A jeśli chodzi o pokazanie ludzkich dylematów na tle okrucieństwa wojny to lepszych tytułów jest w kinie na pęczki. Więc co? Znowu machanie gwiaździstym sztandarem?
Ale ogląda się całkiem dobrze, jak wszystko zresztą co od Clinta pochodzi.
"Nie wiem co Eastwood chciał tutaj osiągnąć.' - a ja wiem. Jest to film z serii "Zobacz młodzieńcze jaka armia amerykańska jest fajna! Wstąp do nas już dziś! Zostań Marines/Seals ku chwale naszego kraju!". Polecam książkę, nie jest arcydziełem. Ale czyta się znakomicie i szybko. Podobnie Niełatwy dzień, Zabić Bin Ladena i Helikopter w ogniu.
Nie będę zdradzał rocznika, ale dla jasności - za stary jestem na tego typu patriotyczne pierdoły i propagandę. Ten wątek jest mi absolutnie obcy. Może to działa na wypasionych hamburgerami amerykańskich osiłków ale tutaj budzi lekkie zażenowanie. Od kina, tak jak od muzyki oczekuję trochę rozrywki, wytchnienia, odpoczynku, czasem refleksji i wzruszeń.
I tyle :)
Tyle, że ten film Amerykanie właśnie w tem sposób odbierają, to jest film zrobiony z myślą o przeciętnym amerykaninie. Oj tam, nie trzeba być starym, aby takie rzeczy wyłapywać i nie ulegać im i nie zachwycać się nimi :P
Przecież ten film jest antywojenny, co widać przede wszystkim po tym jak Chris przezywa wydarzenia, które spotkały go podczas misji. Wyraźnie cierpi on na zespół stresu pourazowego, ale zamyka się w sobie nie chce się dzielić swoimi przeżyciami z rodziną, dlatego też jego żona toczy z nim kłótnie o celowość jego udziału w misjach i w końcu skłania go do podjęcia leczenia. A co do "fachowości" filmu najlepiej wypowiedział się na ten temat były snajper GROM-u, z resztą on też podkreśla w artykule, że to nie jest filmowa laurka dla amerykańskiej armii:
http://www.rmf24.pl/raport-oscary-2015/oscary-2015/news-polski-snajper-o-glosnym -filmie-clinta-eastwooda-to-nie-jest,nId,1675328#utm_medium=frame&utm_campaign=w yrzucenie_z_ramki&utm_source=www.wykop.pl
"Przecież ten film jest antywojenny, co widać przede wszystkim po tym jak Chris przezywa wydarzenia, które spotkały go podczas misji. " - nie wyklucza to tego co ja napisałem. Armia amerykańska =/= działania podjęte na wyższym szczeblu dotyczące przeprowadzenia jakieś misji (wykonywanie rozkazów). Przeczytałem książkę przed filmem. Książka do arcydzieł nie nalezy. Ale jest bardzo dobra. Pokazuje właśnie to co się działo w głowie Chrisa.
Co do stresu pourazowego - polecam film krótkometrażowy Little Favour
Będę się upierał że o wojennej traumie ten film mówi niewiele. To raczej marginalny aspekt w tej filmowej biografii Kyle'a. Pod tym względem strasznie daleko mu do takich obrazów jak np. "Łowca jeleni", "Czas apokalipsy", "Pluton" czy "Szeregowiec Ryan". W ogóle mam wrażenie że Eastwood w kinie amerykańskim pełni podobną rolę jak kiedyś H.Sienkiewicz w naszej literaturze. Mianowicie kręci filmy " ku pokrzepieniu serc" (jankeskich rzecz jasna). Dodałbym także dla "uciszenia wyrzutów sumienia" polityki USA.
Ale mimo to zawsze jest to kawał solidnego kina, dobra rozrywka.
"Mądrego aż miło posłuchać", że zacytuję klasyka. Fakt, Eastwood oryginalny jest.
W ten sposób można postrzegać sporo amerykańskich filmów wojennych, ale ten z pewnością do takich nie należy. Nie ma tu nic z "fajności" armii, jest natomiast pokazana cała druga strona - urazy psychiczne i fizyczne wynikającego z udziału w wojnie, rozbite rodziny i czająca się śmierć na każdym kroku.
Po przeczytaniu książki zupełnie inaczej na to się patrzy. Polecam książkę. Tutaj jest pokazane jaki żołnierz armii jest honorowy, wspaniały, bez skazy, idealny żołnierz, mąż i ojciec. To kreowanie wizerunku idealnego żołnierza, niczym Rolanda w średniowieczu.
Chyba inne filmy oglądaliśmy. Wyłącznie Kyle jest rycerzem w lśniącej zbroi na białym koniu, reszta tylko wykonuje swoja robotę i chce spieprzać do kraju jak najszybciej. Porównywałem go nawet do Chrystusa, który dobrowolnie znosi cierpienia w Iraku (głownie psychiczne cierpienia). Może sięgnę po książkę, dzięki.
To działa na prawie wszystkich. Gdyby nakręcili świetny film gloryfikujący jakiegoś polskiego żołnierza(nie żadne paradokumenty jak nadchodzący film o Pileckim), to byś też poczuł napływ emocji. Ten film nie działa na Polaków, bo nie jest do nas skierowany.
Film mnie nie zachwycił. Zbyt schematyczny, sztampowy. Nie jest zły, ma swoje lepsze momenty, ale arcydziełem to też na pewno nie jest.
Długo się zbierałem by napisać gdzieś swoją opinię. Byłem wstrząśnięty tym filmem ale chyba taki emocjonalny cel przyświecał Clintowi. Dla mnie ten film jest ostrym protestem przeciwko wojnie, jest przeciwko odczłowieczaniu człowieka. Ten cały cyrk z bohaterstwem, który właściwie ludobójstwem był. Prześmiewczy pogrzeb z karykaturalnym umieszczaniem, na trumnie, elementów świadczących o popełnieniu 160-ciu "bohaterskich" zbrodni. Scena w sklepie, gdzie obecny w nim były żołnierz rozpoznający tytułowego snajpera dziękując mu za uratowanie życia. Przykuca i zwracając się do jego syna mówi ...twój tata jest bohaterem, dzięki niemu wróciłem do mojej córeczki. Niesamowicie wymowny tekst. Jaka liczba ojców i matek, zabitych przez niego swych dzieci już nie zobaczy. jaka liczba dzieci, zaliczanych do "terrorystów" zostanie przez niego zabitych i nigdy nie ujrzy swoich rodziców. Wypłukano z jego umysłu wszystko co człowiecze a pozostawiono "MŁOT". Cieszy mnie, że sprawiedliwość przyszła stąd skąd wyszło zło. Tak przyjąłem ten film i takim go w swoim wyobrażeniu pozostawię. Nie dziwię się, że tego filmu amerykańcy nie nagrodzili - Jak można protestować przeciwko wojnie jak dzięki wojnie na "chlebek" można zarobić. Filmowe mistrzostwo świata - 10/10 !!!