Śmieszą mnie sarkania że film jest do wymiotu amerykański i za dużo w nim amerykańskich flag. A jaki miał by Clint nakręcić? Antyamerykaski? Czy wam się to podoba czy nie Amerykanie dla tego są ”f***ing greatest” że dla nich „USA & American flag” to świętość. Oczywiście w kraju gdzie mniej niż 50% obywateli chodzi na wybory nie należało się oczywiście spodziewać, że znajdzie zrozumienie hasło patriotyzm. Z zarzutu, że gość na stacji podchodzi i dziękuje i salutuje wynika, co najwyżej, że nie rozumiecie, czym jest braterstwo broni. Za mało trzymał w napięciu? Dla konsumentów playstation i znawców wojny z Czterech pancernych i Klosa czy filmów z Arnoldem czy Slyem oparty na prawdziwej biografii prawdziwego człowieka film to oczywiście nudy! Nie jestem, amerykanofilem i cieszę się, że mieszkam w Europie i nikt mnie nie zmuszał by jechać w kamaszach do Iraku czy Afganistanu. I wiem, że te brudne wojny o ropę i wpływy wywołali Amerykanie sami. Ale chodzę spokojniej spać wiedząc, że za wielką wodą jest naród zidoktrynowanych przez telewizję hamburgerożerców, który jak by co to jako jedyni a na pewno pierwsi pomogą gdy któryś z naszych cywilizowanych sąsiadów dojdzie do wniosku że jesteśmy „untermenschen” czy że „kurica nie ptica a polsza nie zagranica”. Dla mnie to było dobrze spędzone przed ekranem 2 godziny i widziałem w tym filmie Helikopter w ogniu czy Urodzonego 4 lipca – filmy które baaaardzo cenię.
Zgadzam się niestety żyjemy w takim kraju gdzie ludzie mają w dupie swoją ojczyzne! Ciekawe ile osób tutaj wywiesza flagi np. na 11 listopada pewnie nikt... Bo na moim osiedlu jako jedni z nielicznych mamy flagę wywieszoną. Taki mamy naród nic nie poradzimy. Mam w rodzinę w USA i przykro mi, że w naszym kraju ludzie nie dbają o flage czy tradycje narodowe. W USA od małego dziecka wpaja się jak ważny jest kraj czy flaga.
wiesz- to w końcu film o amerykańskich żołnierzach i z tego co można wyczytać z książek, oni mimo wszystko lubią i armię i swój kraj (chyba nawet bardziej armię, kolegów z wojska i tą profesję). W zasadzie nie ma w tym nic dziwnego, dziwne byłoby jakby się okazali wywrotowcami podczas misji. Z drugiej strony nie zauważyłem w tym filmie napuszonego patriotyzmu. Sam film jest w bardzo spokojnym tonie nakręcony i zaskakująco sprawnie, coś w przypadku tak wytrawnego reżysera nie jest to niezwykłe, akcja przeskakuje o całe lata. W ciągu kilkudziesięciu minut mija kilka ładnych lat i ja to wiem i nie czuję fabularnych dziur.
Co do samego bohatera. Facet pojechał na wojnę prosto z teksańskiej wsi i tak się złożyło, że był w tym dobry, może nawet się nieco uzależnił. Walczył o swoich kolegów i w pewnym stopniu olewał rodzinę.
To co mnie zdziwiło to strasznie oderwanie od książki i wymyślenie pojedynku snajperów na wzór wroga u bram. trochę to było wyssane z palca, trochę aby przeciwnicy nie byli tacy bezosobowi.