Śmieszą mnie sarkania że film jest do wymiotu amerykański i za dużo w nim amerykańskich flag. A jaki miał by Clint nakręcić? Antyamerykaski? Czy wam się to podoba czy nie Amerykanie dla tego są ”f***ing greatest” że dla nich „USA & American flag” to świętość. Oczywiście w kraju gdzie mniej niż 50% obywateli chodzi na wybory nie należało się oczywiście spodziewać, że znajdzie zrozumienie hasło patriotyzm. Z zarzutu, że gość na stacji podchodzi i dziękuje i salutuje wynika, co najwyżej, że nie rozumiecie, czym jest braterstwo broni. Za mało trzymał w napięciu? Dla konsumentów playstation i znawców wojny z Czterech pancernych i Klosa czy filmów z Arnoldem czy Slyem oparty na prawdziwej biografii prawdziwego człowieka film to oczywiście nudy! Nie jestem, amerykanofilem i cieszę się, że mieszkam w Europie i nikt mnie nie zmuszał by jechać w kamaszach do Iraku czy Afganistanu. I wiem, że te brudne wojny o ropę i wpływy wywołali Amerykanie sami. Ale chodzę spokojniej spać wiedząc, że za wielką wodą jest naród zidoktrynowanych przez telewizję hamburgerożerców, który jak by co to jako jedyni a na pewno pierwsi pomogą gdy któryś z naszych cywilizowanych sąsiadów dojdzie do wniosku że jesteśmy „untermenschen” czy że „kurica nie ptica a polsza nie zagranica”. Dla mnie to było dobrze spędzone przed ekranem 2 godziny i widziałem w tym filmie Helikopter w ogniu czy Urodzonego 4 lipca – filmy które baaaardzo cenię.
Do "Urodzonego 4 lipca" to mu (zwłaszcza pod kątem przesłania) baardzo daleko.
Do "helikoptera" wizualnie tez sporo brakuje. Jeśli porównywać to bardziej "Lone Survivor".
Ot poprawnie nakręcony, stronniczy obraz, co zresztą zgrabnie uzasadniłeś i się zgadzam - dziwne by było gdyby Hamerykanie z przyjemnością sami sobie kręcili filmy pokazujace prawdę o ich brudnych wojnach o petrodolary.
Wracając do filmu - przeciętny dla przeciętnych Amerykanów, mający li tylko wyjaśnić dlaczego chłopcy z sąsiedztwa wracają w plastikowych workach, i oczywiście podnieść na duchu. Nic poza tym W raz na rodzinny redneckowy weekend w mallu. Scenki rodzinne ciągneły się nimiłosiernie, a batalistyczne jakoś nie trzymały w napieciu. Jak dla mnie jeden z najsłabszych filmów Clinta, mimo że bardzo go lubię za całokształt...
A Twoje porównanie do "Urodzonego 4 lipca" to wg mnie policzek dla Olivera Stone'a.
To mnie chłopie ubawiłeś. Ty poważnie myślisz że oni tak o tę demokrację walczą?
Nie nie myślę. Zresztą demokracja to głupota. Co nie zmienia faktu że wolę z jankesem zgubić niż z kacapem znaleźć.
Drzewo genealogiczne, mojej matki, ponieważ pochodzi ze starej szlacheckiej familii i dało się w związku z tym sprawdzić dokładnie, sięga XV w.
Moja nieszlachecka a sięga XVI wieku. Dzięki Kościołowi można sobie odnaleźć przodków.
Oczywiście, że nie o demokrację. Ale zrozum. Amerykanin z klasy średniej wzwyż średnio dwa razy w miesiącu jest na meczu (football, baseball...) jak się śpiewa hymn, to się śpiewa jak u nas w Spodku na meczu Polska-Niemcy. A na wstępie zawsze pada "Powstańmy i zaśpiewajmy hymn Kraju wolności jak nigdzie indziej". Najczęściej podczas jednej z przerw pada komenda "prosimy wszystkich pełniących czynną lub bierną służbę wojskową i cywilną o powstanie, -po czym - to dzięki wam ten kraj cieszy się wolnością, uczcijmy ich brawami". I ludzie biją brawo... około 15-20 tysięcy na stadionie. Ideologia jest wszędzie. Pytanie jeszcze jaka. Amerykanie zajadają się hamburgerami i nie martwią się o resztę... bo mogą sobie na to pozwolić właśnie dzięki tym, co giną za te wolności.
Priorytetem każdego normalnego kraju jest (powinno być) zapewnienie bezpieczeństwa i dobrobytu jego mieszkańcom. ( - Niestety, mieszkając w Polsce to wcale nie jest takie oczywiste. Jedynie co to potrafimy się obrażać, ze inni o nas nie dbają.) Amerykanie to robią i czasami jeszcze pomogą innym. Ich interesy sięgają daleko, więc również ich siły zbrojne. Wcale nie musieli nam pomagać podczas I ani II wojny światowej. Wtedy jeszcze nie leżało to w ich interesie tak jak dzisiaj. A mimo wszystko to zrobili. Do US Army wstępują ci co nie mają pomysłu na życie i ci, co wierzą w ideały.
Naprawdę wolę amerykański imperializm do rosyjskiego czy chińskiego.
I słusznie się obrażamy. Stworzyliśmy najlepszą cywilizację, na świecie. Powinni nas hołubić za wkład w rozwój człowieka.
Wszyscy wiemy jaki jest obecnie stosunek większości osób do kościoła, co jest częścią problemu odchodzenia od zasad naszej własnej cywilizacji, jej upadku. Mówimy o tej samej Europie, jednak ja uważam, że to co teraz się w niej dzieje prowadzi tylko do jej upadku.
"Ale chodzę spokojniej spać wiedząc, że za wielką wodą jest naród zidoktrynowanych przez telewizję hamburgerożerców, który jak by co to jako jedyni a na pewno pierwsi pomogą gdy któryś z naszych cywilizowanych sąsiadów dojdzie do wniosku że jesteśmy „untermenschen”"
1. Nie, nawet nie ruszą dupy. Bo widzisz, dla całego tak przez Ciebie ukochanego narodu twój kraj jest gówno warty. Deal with it.
2. Równie prawdopodne jest, że Święte Stany Zjednoczone, odkryją i nas złoża czegoś i rozjadą Twój kraj czolgami i dronami.
Poza tym, mówimy o filmie i jego odbiorze, dodajmy subiektywnym odbiorze przez widza, więc nie możesz go bronic swoimi poglądami społeczno-politycznymi, czy jak tam sobie to nazwiesz.
Jeszcze raz żebyśmy się zgodzili. Pisałem o filmie na wskroś amerykańskim nastawionym na amerykańskiego widza "Ku pokrzepieniu serc". Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że amerykańscy politycy a co za tym idzie ich tuba propagandowa jakim jest Hollywood muszą amerykańskim matkom i ojcom cały czas tłumaczyć dlaczego ich synowie z kolejnej wojny wracają w plastikowych workach. Clint był członkiem partii Republikańskiej, głosował Eisenhowera i wspierał kampanię wyborczą Nixona. Choć obecnie jako członek Partii Libertariańskiej jak sam mówi nie jest ani konserwatystą bo jest pro choice i za ślubami homoseksualistów ani ultralewicowy bo popiera swobodny dostęp do broni. Napisałem też że nie jestem amerykanofilem. To nie moich poglądów bronie. Bronię poglądów jankesów którzy jacy są to widać cały czas. Od dziesięcioleci pomimo doświadczeń z Korei, Wietnamu itd mają krótką pamięć i jak Uncle Sam wskaże na nich paluchem to nie myślą o konsekwencjach tylko za "Star-Spangled Banner" jadą umierać na drugi koniec świata bo kolejny prezydent wysyła ich na kolejną wojnę. Że jadą by drenować czyjeś zasoby czy by bronic strefy wpływów a wmawiają im i w to wierzą że po to by walczyć z komuchem czy terrorystą to też się chyba zgadzamy. A czy tu przyjadą? Historia nas uczy że dwa razy gdy kazali umierać za stary kontynent i ojczyznę ojców i dziadów to wsiadali na statki i przybywali z odsieczą.
Trzeba Ci przyzać, że na polityce USA się znasz nieprzeciętnie.
Ok, teraz rozumiem i zgadzam się z tobą w większości.
Film jest kręcony dla Amerykanów i jest jaki musi być, tutaj się zgadzamy. Ale kiedy już go obejrzę i będę mu wystawiał ocenę, to będę ją wystawiał na podstawie tego jak mi film sie podobał, a nie jak sądzę, że spodobał się Amerykanom. To wszystko.
Ale historia uczy nas też, że Amerykanie zostawiają swoich sojuszników na pastwę losu, tak jak zostawili obywateli Wietnamu Południowego kiedy się spakowali i odlecieli za ocean.
Oczywiscie jesteśmy niby ważniejsi niż Tybet (który wszyscy olali) albo Kambodża, bo jesteśmy w Nato itd. ale i tak jak przychodzi co do czego każdy dba o swoje interesy. Zrobią tak jak będzie kożystnie dla nich.
To, jeśli dobrze ciebie rozumiem, wysoką ocenę filmu uzasadniasz swoją sympatią do narodu amerykańskiego? ;)
" A czy tu przyjadą? Historia nas uczy że dwa razy gdy kazali umierać za stary kontynent i ojczyznę ojców i dziadów to wsiadali na statki i przybywali z odsieczą"
Nie podważam całości Twojego postu, z którym się zgadzam, z wyjątkiem ostatniej zacytowanej wypowiedzi" - tak, dwa razy wsiadali "na statki" - w momencie dla nich odpowiednim, po częściowym wykrwawieniu się Europy, gdy państwa centralne/osi straciły rozpęd, gdy (2gi przypadek) sowiecki niedźwiedź przechodził do kontrofensywy mającej mu umożliwić aneksję całego kontynentu.
Amerykanie z racji swojego genialnego położenia geopolitycznego ruszali z odsieczą na zasadzie "gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta" a ich altruizm był wynikową pragmatycznego działania na poczet powojennych układ sił na świecie. Dwukrotnie też wyszło im to rewelacyjnie ;)
Taki z Ciebie ekspert II wojny światowej?
"Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości." - Mark Twain.
Taki z ciebie ekspert od cytatów? To zastosuj swój do siebie bo idealnie pasuje xD a jeśli jednak masz coś merytorycznego do przekazania to śmiało, bez krępacji
Skoro znasz historie, to po co mam coś więcej dodawać? Przecież nie będę Cię uczył, od tego są książki i szkoła.
Jak nie znasz, to poczytaj, poucz się, a wtedy nie będziesz pytał o oczywistości... Co za chamy. Śmiały brać udział w bitwach o Europę, przecież sami tak świetnie sobie radziliśmy...
Nie wiem z czego się cieszysz. Zwrot "bez krępacji" nie istnieje. Ya ne ponimayu.
Pozdrawiam
chłopie, po chichu liczyłem, że masz coś ciekawego do dodania/zaprzeczenia, na wymianę poglądów - ale tyś typowy knypek internetowy, który pisze bo od czegoś ma te klawisze xD
Więc sio do książek i nie ograniczaj się do tych szkolnych. Jak odrobisz temat, chronologię zdarzeń i będziesz miał coś ciekawego poza cytatami z autora Tomka Sawyera to wróć, podziel się, jak będzie to coś wartego polemiki lub uwagi, nie omieszkam się o tym napisać. Tymczasem zjeżdżaj na forum na imbecyli xD
Powiem Ci, że nawet tłumacz google ma problem z Twoją polszczyzną o Wielki patrioto! Mimo, że podkreśla itp. to ludzie i tak z uporem maniaka publikują swoje kalectwo językowe. Ale wracając do tematu.
Chcesz mi wmówić, że bez pomocy USA (przed zgodą kongresu na czynny udział i tak wspierały logistycznie, zasobami - sprawdź sobie, gdzie był modernizowany chociażby HMS Furious i w jakich latach - i ochotnikami) odparlibyśmy Niemców?
Naprawdę posiłkujesz się google translatorem? xD
a co do subwątku - wskaż mi msce, w którym napisałem, że udział USA był bez znaczenia.
Jeśli chodzi o finansowanie poszczególnych sojuszników o specjalisto od cytatów i powiedzonek, słyszałeś zapewne, że wojna to najlepszy interes. Jesli szukasz w tym amerykańskiego altruizmu to jesteś większym idiotą niż zakładałem na początku tej polemiki.
Napisałem jedną rzecz: Amerykanie przystąpili do obu wojen w momencie korzystnym dla nich samych (w przypadku II w momencie koniecznym bo Stalin, który przecież z ich pomocy wcześniej również korzystał, przystąpił do kontrofensywy na froncie wschodnim a to groziło utratą wpływów dla mocarstw zachodnich).
Gdyby przystapili do I-szej czy II w z pobudek jakie im przypisujesz, zrobiliby to od samego początku ale to zrozumiałe, że liczył się interes ich narodu.
Nie ma tu krytyki jedynie stwierdzenie suchych faktów.
Ach tak?
Czyli to nie Stalin wymusił na Roosevelcie operację Overlord, a wcześniej atak na Dieppe?
Oczywiście, że liczy się interes kraju. Na Boga, pokaż mi w historii świata gdy jakieś działanie nie było oparte o korzyści z niego płynące? Przecież to nie instytucje charytatywne!! Nawet nasz udział w Afganistanie, czy Iraku był podyktowany chęcią uzyskania wpływów. Czy wszyło, czy nie to inna bajka...
Fakty są takie, że przybyli z odsieczą, czy Ci się to podoba, czy nie. I to im (m.in. oczywiście) powinniśmy być wdzięczni.
Oczywiście z tą wdzięcznością też jest temat jak rzeka, ale mimo wszystko, fakty są takie, że nas (Europę) uratowali.
Nic dodać nic ująć. Dobry wujek Sam zakorzenił się w zbiorowej świadomości tak mocno, ze bez zazenowania wiekszosc z uwielbieniem patrza w USA jak w obrazek i twierdzi ze to zbawca.
A filmy takie jak tutaj omawiany obszernie, wmawiają ze kazda Ich wojna to z altruizmu i chęci niesienia pomocy blizniemu zamiast wytłumaczyć maluczkim ze są pionkami na geopolitycznej szachownicy. A uki_k się sadzi najwyraźniej nie rozumiejąc co się do niego pisze.
Rozumiem doskonale.
Ani słowem nie odezwałem się na temat słuszności lub nie jakiegokolwiek poparcia dla USA czy też jego braku z mojej strony. Zwyczajnie nie wdaje się w utarczki poglądowe, bo to mija się z celem.
ALE jest jedna rzecz, której nie zniosę - zakrzywianie historii pod swoje widzimisię.
Z faktami się nie dyskutuje.
Kolokwialnie mówiąc, bez USA Niemcy przykryliby nas czapką (nas - Europę). I to jest fakt. :)
Odnosiłem się tylko do wyśmiania stwierdzenia "Historia nas uczy że dwa razy gdy kazali umierać za stary kontynent i ojczyznę ojców i dziadów to wsiadali na statki i przybywali z odsieczą".
I po co te wycieczki w moją stronę? Nie ja tu jestem ignorantem.
Niektórzy w swojej ślepej nienawiści do Stanów zapędzają się za daleko.
Pozdrawiam
No to niepotrzebnie odpisujesz xies'owi. Autorem dogmatycznych słów o amerykansko europejskim sojuszu- "Historia nas uczy że dwa razy gdy kazali umierać za stary kontynent i ojczyznę ojców i dziadów to wsiadali na statki i przybywali z odsieczą" jest niejaki imacon;)
W ogóle odnoszę dziwne wrażenie ze stanowiska mamy zbliżone tylko pojawiaja sie problemy z artykulacją;)
Posumowując-
1. w europie USA włączyły się do wojny w dogodnym dla siebie momencie.
2. Wyszlo tak- ze faktycznie obalili jednego tyrana (orzy okazji tymczasowo dogadujac się z drugim)
3. Realna strefa wpływów kończy się na granicy z Niemcami i kto tego nie rozumie ten tuman;)
4. Amerykanie będą bronić europy zachodniej a nie nas. Dlaczego- bo to nie ich strefa wpływów i nie mamy żadnych nęcacych złóż ani innych wartościowych zasobów.
Moja wypowiedź nie jest nacechowana nienawiścią tylko trzezwą oceną sytuacji.
Dziękuję za uwagę ;)
To może Panowia proponuje kolejny wątek i tam się albo okładajcie albo spijacie z dzióbków, jak kto woli. Chyba kij w mrowisko niezamierzenie wsadziłem ;) Pozdrawiam
Strasznie się cieszę widząc mlodego człowieka, który wierzy jeszcze w dobro i bezinteresowną pomoc. Ja juz w takie krasnoludki ani jednorożce nie wierzę ale nie neguje, masz do tego prawo.
Wybacz ze nie ustosunkowałem się wcześniej do Twojego idealistycznego dogmatu o amerykańskiej pomocy z sentymentu do, pozwól ze się zaśmieję pod nosem- hehe, " ojczyzny ojców i dziadów". Skoro nie potrafisz ocenic trzeźwo faktów historycznych i obecnej sytuacji politycznej w Europie i oddzielich ich od PR owego/propagandowego bełkotu to Twój problem. Ale nie dziw się że ludzie potem drwią z emocjonalnych wypowiedzi.
Ad meritum, bo o filmie mialo być- nic nie odparłeś na argumenty o slabej jak na Clinta rezyserii nudnawej akcji, grze aktorskiej i przecietnej oprawie wizualnej.
Ani toto portret psychologiczny, ani dobry film wojenny, ani kino z wartka akcją wgniatajacą efektami w fotel.
wiec skąd wg Ciebie podobienstwa z filmem Olivera Stone'a czy Blackhawk Down?
THX za młodego człowieka. Jestem z rocznika '70. Film uważam za kawał świetnego kina i oceniłem na 8. Zdania bez względu na mniej lub bardziej niepochlebne opinie nie zmienię. Nie chcę mi się też dłużej też go tłumaczyć ani tym bardziej bronić. Każda ocena zawsze jest subiektywna bo każdy człowiek jest inny, ma inne doświadzenia, innymi oczyma ogląda świat, na inne rzeczy patrzy i na co innego zwraca uwagę. I na tym kończę udział w tej wymianie zdań. Pozdrawiam serdecznie wszystkich malkontentów.
Dobrze prawisz/spikasz kolego ;) Ale to ,ze ciut przesadzaja z ta ich amerykanskoscia nie wiedzac czesto skad pochodza itp i gdzi elezy Europa,kraina ich przodkow,no i ta flaga;..kraza mity, ale jakze prawdziwe (po kilkanascie flag w domu-w szufladach,schowkach itp itd).Psychole,ale oki, niech ktos bedzie,ktos kto pomoze marnotrawnym synom z Wjeuropy gdy ktos zacznie ich bic jak jakas "sabake" i bedzie komu krzyknac,lub odkrzyknac "nu pagadi". ;)
Kurczę, a ja zgadzam się i z krytyką i z pozytywnymi opiniami na temat filmu. Nie wiem czemu ale jakoś lubię ten amerykański patos. No i zakończenie filmu, a raczej to co wydarzyło się naprawdę w 2013 mocno mnie zaskoczyło - a mianowicie wiedziałem kim jest Kyle, widziałem gościa nawet w polskiej telewizji, ale nie odnotowałem, że 2 lata temu "odstrzelił go" skrzywiony weteran. Hmmm oczywiście wszyscy widzieliśmy lepsze filmy Clinta, również i mi film delikatnie się dłużył, no ale mimo niedociągnięć (oszczędzę sobie punktowania) film raczej na plus... No i Cooper... wg mnie solidny rzemieślnik a zważywszy na tematykę filmu, chyba nie przelicytuję za bardzo jeśli stwierdzę, że Bradley czarny koń do Oscara.
Z tym Oskarem to bym był ostrożny, choć tak jak mówisz może zaważyć tematyka. Rola oczywiście bardzo dobra, ale jeśli spojrzeć z szerszej perspektywy to niezbyt wymagająca. Moim zdaniem lepiej wypadł w Silver Linings Playbook.
A aktorzyna wielce drewniany z tego Bradleya. Film mocno sredni- nagrode, jeśli zgarnie, to amerykańską historyjkę o dzielnym zolnierzyku, a nie walory wizualne, efekty, fabułę czy aktorstwo ;)
Taaaa.. Tak się ruszą jak w sprawie Ukrainy. Pobudka moi drodzy. Historia daje nam właśnie ową lekcję o ktorej wspomniales ;)
Tyle offtopu ;)
"Snajper" niestety nie wybija się niczym szczególnym. Jest solidny "ogólnie", ale jak na dramat to psychologię postaci traktuje trochę zbyt powierzchownie. Jako film akcji też doopy nie urywa [nie ma jakichś spektakularnych sekwencji]. Wizualnie to samo. Uzależnienie od wojny lepiej pokazała Bieglow w The Hurt Locker. Pojedynek snajperów i polowanie na Mustafę można było bardziej rozbudować [vide Wróg u Bram].
Chyba najbliżej temu filmowi do opowieści biograficznej, a szkoda bo mogło wyjść z tego coś genialnego, a jest tylko solidnie.
To skad u ciebie ocena na "8" skoro, jak sam piszesz film nie wybija się niczym szczególnym? Hmm?; )
To za malo na 8 ;) w filmwebowej skali oznacza to bowiem bdb. To nie jest nota dla filmu który, cytuję Ciebie - "niestety nie wybija się niczym szczególnym".
Dla filmow dobrych i solidnych sa cyferki od 5 do 7 ;) ale to juz norma ze rozdaje sie nowosciom, nawet jesli są gniotami, najwyższe noty.
Ja dałem zdecydowanie poniżej "dobry", bo Eastwood kręcił znacznie lepsze filmy i od niego można wymagać znacznie więcej. Jest to dziełko o ktorym za 3 lata nikt nie będzie pamiętał i poleci w jakiś piatek wieczór na polsacie.
Akurat to jest bardziej opowieść biograficzna bo oparta jest na książce "American Sniper: The Autobiography of the Most Lethal Sniper in U.S. Military History".
Za bardzo amerykański so what? Oczywiście, kolego masz rację, uważam, że film można spokojnie ocenić bez wchodzenia w zbędne dyskusje nt. polityki, które nic nowego nie wniosą. Żyjemy w czasach w których dostęp do czystych faktów natury politycznej jest niemożliwy z przyczyn wiadomo jakich. Myślę więc, że warto pójść tutaj tropem american SEALS, odstawić politykę na bok, uznać że walczą w obronie swoich rodaków, rodziny, pielęgnują sprawiedliwość, perfekcjonizm i takie tam. Owszem! wierzę w to że takie pobudki nimi kierują, ze względu na to, że ukończenie BUDs wymaga zajebistej motywacji, jest to jedno z najbardziej wymagających szkoleń na świecie pod względem psychologicznym przede wszystkim, jeśli kogoś ten temat zainteresuje, znajdzie przeróżne informacje które to potwierdzają.
Clint, jak sądzę, również nie specjalnie skupił się na tematyce polityki, bardziej na konflikcie jednostki która w tym całym mechanizmie jest tylko narzędziem wykonawczym, a który przecież jest jednocześnie człowiekiem. Osobiście nie uważam takie podejście za banalne, jest wręcz bardzo na miejscu, tu pochwała dla reżysera, który jak widać, podaje nam surowe codzienne zołnierskie życie (historia oparta na faktach), owszem życie amerykańskiego bohatera wojennego, w czym można doszukać się propagandy (wierzę jednak w Clinta i uważam że w przypadku prac nad filmem propagandowym byłby w stanie skonstruować ją w sposób dużo bardziej interesujący i niebanalny, osobiście byłem w stanie pominąć ten aspekt podczas seansu), ale takie są fakty, taki człowiek istniał i liczby pojawiające się przy jego biografii są dość nieprzęciętne. Nie uważam więc akurat tej strony filmu za słabą, nie takie on niesie przesłanie.
Minusem jednak jest to, że film powtarza poprzedników, jest już którymś z kolei, które takie podejście do tematu wojny na Dalekim Wschodzie prezentuje. Był już Hurt Locker, który jest kapitalny ze względu na to że był pierwszym prezentującym takie podejście, był już Lone Survivor, który został nakręcony na podstawie prawdziwej heroicznej historii, przedstawiający również troszkę więcej niż przeciętnie konkretów nt. jednostki SEALS (podobnie jak Zero Dark Thirty) był już Stop Loss, który przed 5 laty pokazał w szczegółach dramat jednostki będącej częścią machiny politycznej... Sprawiło to że odebrałem American Snipera jako film bez polotu.
Broni się dzieło Eastwooda tylko obsadą, tym że jest porządnie zrobiony, oraz tym że pokazuje (nawet jako kolejny z rzędu) tematykę wojenną z bardzo ciekawej perspektywy.
Wszystko ode mnie, wyprzedzając pytania i sarkazm, owszem mogłem swój komentarz zamieścić w dziale "wypracowania do stron 50", sorry:)
Pozdro!
Powiem ci kolego, że Hurt Locker, Wróg nr1, Ocalony, mają podobny klimat, do tego dorzucę Kapitana Philipsa z racji akcji seals, ta sama ekipa waliła potem bin ladena. Dla mnie te filmy maja klimat który wiąże się z moimi zainteresowaniami i jak dla mnie mogą kręcić w koło takie historie.
Bardzo dobrym filmem jest też Bitwa o Irak i jak wspomniałeś Stop Loss który pokazuje jak psycha siada po takich misjach. Jest jeszcze dokument Hornest Nest pokazujący walke na żywo praktycznie. A takie dokrętki w podobnym klimacie jak Act of Valor czy Terytorium Wroga też podobne względem siebie ale to już nie to samo ;) W tych czasach Ta wojna wiele zmieniła, w poprzedniej dekadzie zauważ, że było dużo filmów w tle z 2 wojną światową i na dzień dzisiejszy są to filmy rewelacyjne, Bitwa o Ardeny, Parszywa 12, Złoto dla zuchwałych itd. Jakie czasy takie fiilmy ;) jak najadą nas kosmici albo znajdziemy kogoś to będzie temat klepany z filmami sf ;)
Mniej więcej to też miałem na myśli, filmy wojenne w tym duchu oglądam z takim zainteresowaniem jak dziecko bajki, a ten akurat typ szczególnie przypadł mi do gustu, perspektywa z której okazuje się prawdziwą wojnę z bliska jest w dzisiejszej kinomatografii wojennej najbardziej niebalnalna i moim zdaniem w 100% rasowa. Szczegóły praktyki wojennej (i tu moja osobista wada, chciałoby się tych szczegółów za każdym razem więcej, za każdym razem nowych), realne wydarzenia na których opiera się film, jak również aspekt psychologiczny daje nam przybliżony obraz tego czego rozpuszczona już do granic Europa (co widać przy okazji konfliktu na Ukrainie) nie doświadczyła od dwóch pokoleń. Skłania to do głębszych przemyśleń - dlatego podejście niebanalne, oryginalne...
Do tego konkretnie filmu podszedłem, jak sądzę sprawiedliwie, głównie przez to że to dzieło Clinta Eastwooda (który moim zdaniem jest fenomenem kina), dodatkowo startujące w wyścigu oskarowym, z wielkimi oczekiwaniami. Dlatego też nieco się rozczarowałem głównie brakiem "tego czegoś", film jest porządny, dopracowany, pokazany z ciekawej perspektywy, dlatego też nie zasługuje na miano przeciętnego. Oczekiwałem po nim tak piorunującego wrażenia jakie wywarł na mnie hurt locker, Clint niestety nie wybił się z tłumu, co po Gran Torino, Million dollar baby jest nawet nieco irytujące.
Amerykanie są po prostu dumni z tego kim są. Dumni ze swojej historii i bohaterów.
W filmach bardzo często wpadają w przesadny patos, lecz oni to lubią.
Filmu jeszcze nie oglądałam, ale na pewno to niebawem zrobię.
Ja tam byłem bardziej zawiedziony marnym poziomem kinematografii, zwłaszcza animacji, i złym wyważeniem między scenami wojny a scenami domowymi. Nie wspominając o tym jak bardzo ten film brązowi Chrisa Kyle'a, a w rzeczywistości podobno taki święty nie był.
Było spoko, ale lepsze były The Hurt Locker, Jarhead, Generation Kill, Black Hawk Down i wiele innych.
Nominacje do oscara ewidentne zagranie pod publiczkę, Cooper był bardzo przyzwoity, ale bez przesady.