Abstrahując od moralności tego typu filmów i przedstawiania człowieka, dla którego dobry Irakijczyk to martwy Irakijczyk, ten film to kompletne dno, nieporozumienie.
Podchodziłam do tego w ten sposób: Ok, zabijał, lubił zabijać, ale może kino będzie dobre.
A co jest? Dialogi na poziomie troglodytów, zero przemyśleń, plastikowe dziecko i amerykański patos od pierwszej sekundy do ostatniej.
Wiedziałam, że Eastwood to uosobienie amerykańskości, ale nie wiedziałam, że aż tak.