Wspaniały film, jakże filmowy. Ogladając go uświadamiamy sobie, ze film jako dziedzina sztuki wyrósł z fotografii, grafiki, malarstwa... Film ukierunkował rozwój muzyki tzw.programowej, kreujac samodzielny gatunek muzyki filmowej... Ilustrowanie onirycznej wizji malarstwa van Gogha Chopinem (A MOŻE ODWROTNIE...:) daje do myslenia - przede wszystkim o tym jak postrzegaja nas Polaków inne kultury (moja osobista opinia, bo film jest bardzo uniwersalny). Jak zwykle u Kurosawy obsesyjna dbałość o szczegóły, istotna także kolejność "epizodów". Ostatni skłania do refleksji nad taoistyczną przypowieścią o mędrcu, któremu sniło się, że jest motylem, i teraz nie wie, czy czasem nie jest motylem, któremu śni się, że jest człowiekiem. Ten ostatni sen, to marzenie senne przeżywane w śnie... wiekuistym (a może to nasza rzeczywistość jest koszmarem śnionym przez zmęczonego rajem Adama...)? Sen Boga, któremu nie wyszło...?