PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=32140}

Solaris

Solyaris
7,3 10 693
oceny
7,3 10 1 10693
7,3 20
ocen krytyków
Solaris
powrót do forum filmu Solaris

Do obejrzenia filmu Tarkowskiego zabrałem z wielkim entuzjazmem. Zachęcający był
fakt, że według rekomendacji "Solaris" jest w 89% w moim guście. Po drugie, z
powodu zarówno czasu ukazania się jak i tematyki film w naturalny sposób można
porównać z dziełem Stanleya Kubricka "2001: Odyseja kosmiczna", filmu który mnie
zachwycił jak żaden inny dotąd. Przede wszystkim jednak jako wielki miłośnik
twórczości Stanisława Lem liczyłem na dobrą ekranizację jego książki. Niestety,
"Solaris" zwiódł mnie niemal pod każdym względem

Już sam początek filmu nie wprawił mnie w zachwyt. Jako pierwsze uderzyło mnie
udźwiękowienie. Dialogi są dziwacznie wyciszone, brzmią jakby były nagrywane w
osobnym studiu (co niestety towarzyszyło filmowi do końca). Mniejsza jednak o dźwięk,
skupmy się na pozostałych aspektach. Zarówno postaci, dom, czy też choćby telewizor
sprawiają wrażenie, jakby akcja filmu działa się nie w dosyć odległej przyszłości, lecz
w latach 70/80 XX w. Ciekawe, czyżby reżyser nie zdołał przewidzieć postępu
cywilizacyjnego i rozwoju technicznego? A może starał się uniknąć szybko starzejących
się efektów specjalnych i kiczu? Wątpliwości te rozwiewa słynna scena na japońskiej
autostradzie, która utwierdza nas w absurdalnej filmowej wizji, iż Rosjanie w latach
siedemdziesiątych sprnetrowali najdalsze zakątki drogi mlecznej. Tutaj nadarza się
pierwsza okazja do porównania z "Odyseją kosmiczną". Tak zwane "przedłużające się
sceny" w filmie Kubricka, takie jak chociażby wymiana uszkodzonego podzespołu, były
przemyślane, budujące atmosferę i w pewien sposób hipnotyzujące. Tarkowski
realizuje tego typu sceny w sposób chaotyczny, często wyrwany z konteksu i
najzwyczajniej w świecie bez sensu czego najlepszym przykładem jest owa
nieszczęsna sekwencja autostradowa.

Druga część, przedstawiająca perypetie głównego bohatera na stacji Solaris, dosyć
wiernie oddaje fabułę książki. Jednak to w tym momencie zaczęła narastać we mnie
irytacja. Przede wszystkim pojawia się pytanie: tak ma wyglądać najdroższy film w
historii Związku Radzieckiego? Przecież premiera "Odysei" miała miejsce cztery lata
wcześniej, a oba filmy dzieli ogromna przepaść! Lądowisko na stacji przypomina
bardziej jakieś brudny, zapomniany dworzec metra. Jeszcze gorzej wypada Kris,
którego ubiór sugeruje raczej że wysiadł z traktora, a nie z zasobnika który dostarczył
go na stację. Im dalej tym gorzej: reszta stacji wygląda jak bardzo kiczowaty,
opustoszały, pseudofuturystyczny szpital. Co prawda w książce było jasno opisane, że
solarystyka jest ostatnim czasem traktowana po macoszemu i projekt jest raczej
porzucony, jednak interpretacja Tarkowskiego do mnie nie przemawia. Wizja wyglądu
stacji jest zbyt dosłowna i nie przetrwała próby czasu, w przeciwieństwie do np.
wspaniałego wnętrza statku "Discovery" u Kubricka. Warstwa fabularna nie odbiega
zbytnio od książkowego pierwowzoru, jednak niektóre wątki zostały mocno spłycone.
Gra aktorska natomiast pozostawia wiele do życzenia, szczególnie w przypadku relacji
między Kelvinem a Hari. Odegrane przez nich postaci są do tego stopnia sztuczne, że
ciężko jest w nie uwierzyć, a cały wątek jest wręcz groteskowy. Ważną rolę w filmie
pełnią rozterki natury filozoficzno-moralnej, jednak nie prowokują do głębszej refleksji
na dłuższy czas co sprawia, że nie moża ich uznać za duży atut "Solaris"

Być może moje oczekiwania były zbyt wysokie. Być może Stanley Kubrick podniósł
poprzeczkę na tyle wysoko, że niemożliwością jest mu dorównać. Jednak film
Tarkowskiego zawiódł mnie zarówno jako miłośnika twórczości Lema, jak i
zwyczajnego widza. Niestety, ciężko jest mi znaleźć jakąkolwiek zaletę "Solaris".
Dziadowski (inaczej nie sposób tego nazwać) klimat filmu potęgują takie smaczki jak
zniszczenie przez Hari drzwi (wysokiej jakości blaha) czy też scena startowanie rakiety.
Efekt? Kaszanka dla wytrwałych.

spolpeusz

Dla mnie filmowe "Solaris" jest bardzo klimatyczne, czuć ducha tej obcej i tajemniczej planety. A porównanie z "Odyseją" trochę nietrafione, to zupełnie dwa inne filmy.

A co do Tarkowskiego, to po prostu zawsze realizował swoją wizję.

spolpeusz

nie znasz języka rosyjskiego na tyle dobrze, by myśleć w tym języku, więc Andrieja Tarkowskiego sobie odpuść....

spolpeusz

święte słowa, kaszanka dla wytrwałych (onanistów)
/surwiwal po radziecku
/a "niemiec pewnie by powiedział szajse" jak śpiewał klasyg

etcetcetcetc


pozdrawiam

ocenił(a) film na 7
spolpeusz

Ten oldschool'owy klimat scenografi ma swój wdzięk.
Film lepszy od amerykańskiego Solarisa.

ocenił(a) film na 8
spolpeusz

Pozwolę sobie nie zgodzić się, a także postaram opowiedzieć, jak ja patrzę na ten film.
Ja również we własnej głowie nie uciekłem od porównań tego filmu i "Odysei", ale w opozycji do autora tego wątku wydaje mi się, że film Tarkowskiego doskonale się broni. Osobiście dzieło Kubricka zrobiło na mnie większe wrażenie, nie zmienia to jednak faktu, że "Solaris" jest filmem bardzo dobrym.

1. Absolutnie należy odżegnać się od myślenia, że film miał być ekranizacją prozy Lema. Jego książka jest świetna, więc jak ktoś ją lubi, to niech przeczyta jeszcze raz. Film cierpi głownie przez myślenie, że można go serwować wymiennie z książką, a to przecież nieprawda. Tarkowski zaadoptował tą książkę na film, a w tym zgoła odmiennym procesie od ekranizacji jest miejsce na własną interpretację reżyserską, a co za tym idzie, także pewne zmiany fabularne.

2. Nie pamiętam bym miał problemy z dźwiękiem w tym filmie. Możliwe, że oglądałem wersję z lektorem, a wtedy orginalne dialogi i tak nie są słyszane. Taka konwencja, można się przyzwyczaić. Zresztą ogólnie czy lektor czy napisy to nic nie przeszkadza kiedy dialogi są cicho póki nie ogląda się w języku rosyjskim. Tak właściwie, może ciche dialogi miały od początku być ciche? Człowiek w ciszy się nieswojo czuje, podświadomie ściszamy głos, gdy nie czujemy się bezpiecznie. Wyobraźmy sobie pobyt na obcej planecie, która zresztą jest groźna, może nas słyszeć... ja bym mówił cichutko.

3. Efekty specjalne i ich brak! W moim odczuciu "Solaris" zestarzał się tak samo dobrze jak "Odyseja". Błędem jest myślenie, że akcja rozgrywa się w przyszłości względem lat 70 i 80. Film po prostu dzieje się w alternatywnej wersji historii. Takiej, w której ekspansja kosmiczna jest daleko posunięta, ale nie ma to przełożenia na technologię użyteczną dla ludzi. Dlatego nie ma plazmowych telewizorów. Co więcej, jestem pod wrażeniem kreatywności zastosowanych efektów. Biorąc pod uwagę, że za niedługo filmowi wybije pół wieku istnienia, imponujące jest, że po takim czasie film sci-fi ogląda się tak dobrze.

4. Scena na autostradzie. Mnie również ona zmęczyła i nawet niespecjalnie chce mi się jej bronić. Była zbyt długa i mało interesująca. Film na pewno dobrze poradziłby sobie, gdyby była krótsza. Wizja reżysera. Co możemy zrobić? Ale nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że "przedłużające się sceny" u Tarkowskiego nie są hipnotyzujące. Nawet ta na autostradzie ostatecznie jest jakaś. Jest męcząca. Może ma symbolizować podróż międzygwiezdną? Metaforę lotu na Solaris. Wracając do wątku, jest wiele scen, które trwają długo, ale wszystkie trzymały mnie w napięciu. Ruch kamer jest spokojny a montaż nie za gęsty. Służy to klimatowi filmu. Gdzie ma być dynamika, jeśli sytuacja przedstawia się tak, że na statku jest 3 ludzi, a to czego się boją to cała planeta? W moim przekonaniu to niesamowite, że tak miękki montaż, może u widza wywołać tak silne przeżycia.

5. Jeśli to był najdroższy film w historii związku radzieckiego to gratuluje. Nic więcej z tym faktem nie można zrobić, jak tylko odnotować w statystykach. Celem budżetu nie jest przecież udowodnienie tych pieniędzy na filmowej kliszy. Pieniądze rozchodzą się po kościach i nie zostaje nic. Jeśli film jest dobry, to co za różnica, czy zrobił go ktoś za 5 złotych, czy za 50 milionów? Przecież budżet to nie jest kategoria według, której warto wybierać filmy. Ot ciekawostka.

6. Co się zaś tyczy wyglądu stacji. Mój przedmówca wyraził pogląd, że stacja wygląda jak "jakieś brudny, zapomniany dworzec metra" oraz "pseudofuturystyczny szpital". Tak to prawda. Na dodatek to działa. To nie jest zarzut tylko realna wartość estetyczna. Bardzo różna od sterylnego statku Discovery, ale to że coś jest różne od czegoś innego, nie może być zarzutem. Wizja reżysera ponownie. Gdyby scenografia wyglądała sztucznie to byłby problem. Tu jednak on nie występuje mamy do czynienia po prostu z ideą korozji stacji kosmicznej pozostawionej samopas.

7. Gra aktorska. Film widziałem dawno, na szczęście sprawdziłem swoje oceny za grę aktorską i wynika z niej, że aktorzy zagrali według mnie bardzo dobrze. Nie rewelacyjnie, ale też nie przeciętnie. Wykonali swoją robotę tak, że nie miałem problemów, żeby wejść w tę historię i być nią zainteresowany przez prawie 3 godziny.

Dlatego ostatecznie ze swojej strony ja "Solaris" polecam tym, którzy to czytają. Jeśli dotarliście aż tu, a filmu nie widzieliście, to może najwyższy czas to zmienić i wyrobić sobie własną opinię. Najlepiej po seansie tą opinią się z nami podzielić, a ja chętnie pod ten wątek wrócę i przeczytam, jakie mieliście odczucia.
Miłego seansu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones