To jest taki typowo amerykański film przerabiający kilka tematów naraz.
Rzecz jest niewątpliwie godna uwagi, momentami operująca dość kąśliwym humorem, nie popadająca w zbędny sentymentalizm jednak przy całej powadze tematu reżyser nie wykorzystuje potencjału zawartego w fabule a przecież mógł osiągnąć większą głębię psychologiczną.
Końcówka to typowa rodzinna sielanka, nieunikniona ukrywam.
Jednak reżyser mógłby całość zamknąć o wiele wcześniej tak dużo nie dopowiadając.
Niestety nie oglądałem poprzednich filmów tego reżysera.
Jak pokażą o jakiejś jasnej porze na kanale, ktory mam to obejrzę jeśli oczywiście będę w domu.
Obejrzałem jedynie początek "Bezdroży".Na całość zaczekam.
Jeśli chodzi o "Schmidta" jest to ekranizacja powieści Louisa Begleya.
Czytałem jego "Zdaniem Maksa" i polecam.
Nie zgodzę się.
Ani z tezą autora tematu, że film jest typowo amerykański (Payne to właśnie jeden z najmniej 'amerykańskich' dzisiejszych reżyserów rodem zza Oceanu) , ani tym bardziej z twoją, że Spadkobiercy są lepsi od Bezdroży- IMO Payne nakręcił bardzo dobry, inteligentny i świetnie zagrany film, ale jednak nie zbliżający się do genialnego poziomu swojej poprzedniej produkcji.
W Spadkobiercach ostatnie 40 min to tak jakby położyć się w hamaku i usnąć :)
Pierwsze wrażenie po filmie miałem takie samo właśnie - nie wykorzystany potencjał.
A Schmidt wg mnie był dużo lepszy niż Spadkobiercy, przynajmniej miał dobre, głębokie zakończenie.
Obydwa filmy - zarówno "Spadkobiercy" jak i "Schmidt" są ekranizacjami powieści.
"Schmidta" napisał o czym już pisałem wcześniej Louis Begley a "Spadkobierców" Hemmings Kaui Hart.
Pytanie brzmi : Jak bardzo reżyser odbiegł od literackiego oryginału a być może był mu zbyt wierny.
Zgadzam się.... może nie dokońca z tym, że typowo amerykański. Scenariusz miał naprawdę potencjał.... ale niestety reżyserowi cos nie poszło. No i faktycznie tej głębi psychologicznej zabrakło.... gdyby ten scenariusz dostał się w ręce Susanne Bier ehhh.... a tak to mamy to co mamy :(
Nie zgodzę się, że to typowo amerykański film. Nie było łopoczącej flagi, przeszarżowania z uczuciami (no może z małymi wyjątkami, ale jak na film amerykański to był powściągliwy). To, że w jednym filmie poruszono dużo tematów, nie jest dla mnie wadą. Świetnie się bawiłam podczas oglądania, choć temat raczej ciężki. Moim zdaniem reżyser pokazał wiele warstw i zrobił to dobrze. Nie nudziłam się, jak niektórzy, ale to już rzecz gustu. Dla mnie ten film był odświeżający po Sponsoringu (w mojej ocenie - chała).