Świetny film. Nie ma w nim ani jednej dynamicznej sceny, żadnego pościgu, walki, nawet szarpaniny. Cała akcja, pełna dosyć statycznych dialogów, gdzie przez ekran przechodzą niespieszne słowa, toczy się w tempie sennego żółwia na środkach uspokajających. Nawet gdy Clooney biegnie ulicą, robi to w najbardziej nieruchomy sposób z możliwych. Zdjęcia ( P.Papamichael – Wybuchowa Para, 3:10 do Yumy) znakomicie grają z klimatem filmu. Muzyka, zdaje się rodem z Hawajów, też, eufemistycznie określając, nie należy do dynamicznej. A w filmie nie ma ani jednej dłużyzny! Ma medal spisali się i scenarzyści i reżyser. No i oczywiście aktorzy. Na wiele medali.
Film opowiada historię faceta, który dotąd zatopiony w pracy i nieco oderwany od rodziny, nagle staje wobec faktu zmiany jakościowej w swoim życiu. Musi zając się dwiema córkami, obiema w trudnym wieku, bo dzieci są zawsze w trudnym wieku, wiem coś o tym. Musi przygotować i siebie i dzieci na śmierć żony, która, po wypadku, zapada w śpiączkę i powoli umiera. W dodatku staje twarzą w twarz z problemem zdrady współmałżonki i z obarczaniem go winą za wypadek przez teścia. Wisi też nad nim biznesowa decyzja, od której zależy bardzo dużo, nie tylko dla niego ale i dla jego licznej gromady kuzynów.
Daje sobie z tym radę. Po kolei, nie bez trudności, a właściwie poprzez same trudności, daje sobie radę. Tak jak każdy z nas, postawiony wobec problemów życiowych, w końcu daje sobie z nimi radę. Bo następny dzień nadchodzi zawsze, jaki by nie był.
Film jest właśnie o zwyciężaniu, o porażkach, o wątpliwościach, o słabości i sile ludzkiej natury. Słowem o życiu. Z morałem, ale bez moralizatorstwa. Delikatnie wzruszający, nienachlany, bez ckliwości i patosu.
Reżyser A. Payne, autor lawinowo nagradzanych „Bezdroży” i niezapomnianego „Shmidta” z Nicholsonem, zrobił świetną robotę. Ale film trzyma się bezsprzecznie na Clooneyu i reszcie aktorów. Wszyscy zagrali bardzo dobrze a Złoty Glob dla George’a jest jak najbardziej zasłużony. Przyjemnie patrzeć, jak aktor dojrzewa i z każdym filmem potrafi zagrać lepiej i prawdziwiej. Tak jak Eastwood czy Costner. Zupełnie inaczej niż w polskiej kinematografii. Tu z filmu na film jest gorzej i tandetniej. Chyba los przydzielił naszej rodzimej produkcji rolę przeciwwagi. Dla całej kinematografii na świecie. Spełniamy te zadanie aż za dobrze.
Jeżeli chcecie popatrzeć na raj, gdzie zawsze słychać szum morskich fal i świeci słońce, idźcie na ten film. Zobaczycie, że mieszkańcy też mają tam swoje problemy. Bo to nie anioły. To tylko ludzie.
Miałam dokładnie identyczne odczucia po obejrzeniu, wczoraj, tego filmu. Ubrałeś to jednak w tak znakomite słowa, że mnie pozostaje tylko zgodzić się z tą recenzją i pochwalić autora za świetne pióro. Pozdrawiam:))
Również uważam, że recenzja b.dobra. Tak samo - zdawałam sobie sprawę podczas filmu, że celowo akcja toczy się powoli, i też odczułam ten brak nachalności, ckliwości i patosu. A mimo wszystko, film ogląda się miło i spokojnie, ale średnio mi się podobał i nie rozumiem nominacji do Oscara.... całokształt to dla mnie 5/10:/ A i Clooney nie do końca mi do tego wszystkiego pasował, ale to już kwestia gustu :)