I w tym maczał palce Todd McFarlane?? Aż się nie chce wierzyć.
Film jest żenującą, komercyjną do bólu, żałosną tandetą. Najbardziej "podobała" mi się scena śmierci głównego bohatera - kiedy to ginie malowniczo w jakiejś tam fabryce, podpalony i nagle, ni z gruszki ni z pietruszki wszystko wokół po kolei wybucha, w regularnych odstępach czasu... :-/
Bez bolesnego grymasu na twarzy mogłem oglądać jedynie postać Clowna - w tej podstawowej postaci, a nie jako Violatora, choć ta trasformacja też nie była zrobiona najtragiczniej.
Ale cała reszta... dej pan spokój. I pomyśleć, że kiedyś siedziałem do czwartej rano przed tv, żeby nagrać to gówno na wideo, a potem, w dzień na trzeźwo obejrzeć...:-/