...zarządzał wszystkimi siłami policyjnymi w mieście w końcowej akcji? Wszedł sobie na posterunek
zupełnie obcy człowiek (wiem, że był polecony przez przekupnego komendanta) i nagle rządził
nawet siłami specjalnymi. Podczas rozmowy ze Sly siedziało mnóstwo gliniarzy, a ten mu wygarnął
od morderców i o tym że go wyrzucili z CIA, a reszte to nic nie zdziwiło. Dalej koleś znikąd rządził
wszystkimi. Pewnie 20 lat temu dał bym 9/10 bo byłem filmem zafascynowany jak i Van Damami i
Arnimi i dlatego sobie go przypomniałem, teraz ma 6/10, tylko przez sentyment.
Dokladnie to samo pomyślałem. Mnie rozwalila scena ze szukali Slya i nie mogli znalezc. A wystarczylo zapytać ludzi w restauracji i tego dzieciaka na motorku :D film sredni ale chciałem dla Slya obejrzec.
No ale z drugiej strony, jak szef kazał im go słuchać to co oni mieli do gadania. Może i wiedzieli, że coś jest nie tak ale jakby nie było dostali rozkaz od komendanta, żeby go słuchać, więc wykonywali rozkaz.
Takich nielogiczności jest mnóstwo. Przede wszystkim te wybuchy, niesamowicie precyzyjne albo z niesamowitą siłą rażenia. Kiedy Sharon stoi twarzą w twarz z gościem z bombą i po eksplozji wychodzi bez zadrapania... Albo gdy Sly w kilka minut z ręcznikiem na tyłku montuje w pokoju hotelowym ładunek, który wyrywa cały pokój... Albo te bomby, który uruchamiają się po stanięciu stopą, a gość miał w domu kota, który przecież łazi byle gdzie... Swoją drogą ten kot niby uciekł do schronu razem z nimi, a potem już znikł... Co tu dużo mówić, scenarzysta pisał i nie zastanawiał się, czy to ma sens.