PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=654406}
6,7 192 tys. ocen
6,7 10 1 192000
5,8 81 krytyków
Spectre
powrót do forum filmu Spectre

Ja wiem, że to Bond. I nie mam nic przeciwko(lub prawie nic) takim absurdalnym scenom jak Bond ściga samochody samolotem nagle samolot mu się rozwala, spada z stoku góry w samolocie bez skrzydeł i AKURAT trafia na drogę gdzie jadą jego wrogowie i AKURAT wbija się w samochód, jakby złole nie mogli przyhamować i poczekać aż Bond przeleci tym samolotem. No szansa jedna na milion, że takie coś się zdarzy. Ale mimo wszystko - jakaś tam jest. Absurdalne, ale taka jest konwencja filmów o Bondzie.
Ale jaki pomysł(pomysł - a więc nie szcześliwe zrządzenie losu jak w poprzednim przykładzie) miał Bond gdy pojechał pociągiem na środek pustyni? Otóż on nie miał ŻADNEGO planu. Gdy tak stał na tym dworcu to aż wyglądało to jak parodia, powinni puścić w tym miejscu napisy końcowe - ot, Bond sobie stoi a Blofeld ma wywalone. Zresztą poprzednio jak tylko zobaczył Bonda to kazał zabić, dlaczego myślał Bond, że teraz będzie inaczej? Ten szofer powinien wyjść z samochodu kilometr od Bonda i ściągnąć go za pomocą karabinu snajperskiego. Albo jak Blofeld lubi BUM to nasłać rakietę kierowaną na ten dworzec. Albo zastęp zakapiorów.
Dla mnie to zniszczyło w pewnym sensie film, bo Bond okazał się nie kimś kto tworzy fabułę(tzw bohater aktywny) tylko kimś komu fabuła się zdarza(bohater pasywny). Już o niebo lepiej by było gdyby Bautista pokonał Bonda w pociągu ale zamiast go zabijać zawiózł go Blofeldowi(mógłby jeszcze dopowiedzieć coś w stylu 'za żywego więcej mi zapłacą). Czy to by zmieniło fakt, że Bond jechał bez pomysłu? Otóż nie, ale widz by o tym nie wiedział! Mógłby uważać, że gdyby Bond dojechał na dworzec to już miał tam nie wiem sprzęt wysłany przez Q albo coś innego. A tak dostaliśmy Bonda stojącego na dworcu czekającego na niewiadomo co.
To co przedstawiłem powyżej to pomysł minimum. Prawdziwy Bond zaś wymyśliłby sposób na przekradnięcie się do bazy Blofelda(niech nawet będzie, że wysiedli by jakiejś wioseczce i Bond kupiłby wielbłądy czy cokolwiek innego) i po prostu by go złapali i potem reszta może być jak w filmie. Tymczasem Bond daje się zawieźć do siedziby głównego złego który chciał go zabić, oddaje broń i w tym momencie powinni po prostu mu strzelić w łeb. To, że akurat Blofeld jest debilem i gawędziarzem to coś o czym Bond nie mógł wiedzieć.
A do tego film jest strasznie poszatkowany. Lokacje zmieniają się jak w kalejdoskopie i nawet nie wiadomo kto jak gdzie się dostał i kiedy. M złorzeczy na Q, że zaraz jak będzie miał czas to wpadnie do niego zobaczyć czy wskaźniki naprawdę mówią o tym, że Bond jest w Londynie a Q pakuje się do Austrii ostrzec Bonda. No na pewno nikt by tego nie zauważył.
A scena z Bellucci w ogóle to kolejna parodia. 'Zabiłeś mi męża', 'wiem, ale jestem Daniel Craig więc sie ruchajmy', 'dobra ale bez golizny bo jestem Bellucci i za goliznę koszę 10 baniek', 'dobra kamerzysta, daj zbliżenie na moje mokasyny'

ocenił(a) film na 8
kozas15

Mógłbym wiele odpowiedzieć na Twoje kręcenie nosem, ale nie zrobię tego. Sam mam względem tego filmu jeden zarzut. W siedzibie Bloefelda Bond okazał się mięczakiem. Te jego krzyki "Wyłącz to" - to było doprawdy żałosne.