lektor? Przez cały film (a to z wytrwałością niezwykłą) czekałam aż skończy mówić, nie
mogłam znieść jego głosu i sposobu mówienia, ale to może jakieś moje filmowe
nadwrażliwości.
Narratorem jest sam Herzog - sorry, chyba ciężko od Niemca wymagać czyściutkiej angielszczyzny? BTW - film świetny.
Rozumiem, denerwował mnie przez pierwsze 15 sekund. Potem zacząłem słuchać co ma do powiedzenia i już dalej było wspaniale oraz poetycko. :-)
Zgadzam się. Mnie też irytował. I nie chodzi o jego akcent (wiele osób z akcentem potrafi mówić w sposób przyjemny i interesujący), ale głos i sposób mówienia.
Fakt, głos nieco denerwujący, ale za to dykcja jak należy. Po chwili zauważyłem, ze narracja nadaje filmowi pewien rytm i koreluje z jego atmosferą. W głosie Hertzoga słychać fascynację tematem i to dodaje filmowi temperamentu. Jego głos jest lepszy niż kluski w ustach Sir Davida Attenborough lub lektorów amerykańskich. A i tak oni wszyscy mogliby się uczyć od polskich czyli naszych lektorów telewizyjnych.
Tak to jest jak się jest Niemcem.
Naprawdę, gdyby nie ten rzekomo fatalny lektor w postaci Herzoga to ten film oglądało by się jak zwykły dokument, a tak dostajemy magiczną podróż po najdzikszym z kontynentów.
Pingwin zmierzający w sam środek kontynentu na pewną śmierć... "WHY?"
Nikt mi nie powie, że sposób w jaki to nakręcił i opisał był denerwujący.
Pingwin mnie zdołował,szkoda zwierzaka. Ten fakt jednak ma niesamowity wyraz, pogłębia wrażenie niezwykłości tej pięknej krainy; zagubiony pingwin, to istota Antarktyki, którą w mgnieniu oka możemy objąć całą, ale nie jesteśmy w stanie poznać do końca. Przerażający,a jednocześnie niepomiernie fascynujący świat. Świetny film, a Herzog ma głos jak Malkovich;)
Pingwin z tego co mówiła ekipa chyba wiedział dokąd zmierza... bo nawet gdyby go gdzieś przenieśli do grupy innych pingwinów ten by znów przyjął ten sam azymut co poprzednio. Przypomniała mi się kiedyś zasłyszana historia o cmentarzysku wielorybów, która mówiła o świadomej podróży wielorybów w pewne miejsca na dnie oceanów gdzie mają umieralnie. Może pingwin miał depresję?
cholera go wie. Co do głosu Herzoga... mnie się kojarzy z Alanem Rickmanem i hehehe dalej idąc ciut z jego filmowym bratem Jeremym Ironsem... ale to przez akcent szklankopołapkowy.
Ale gdzie mógł podążać kierując się w stronę bezkresnej zmarzliny? W końcu pingwin,to zwierze stadne. Dziwne, że specjalista od pingwinów, który pytany przez Herzoga, czy zdarzają się "szalone" osobniki, nie potrafił na to pytanie odpowiedzieć. Po czym w kolejnej sekwencji widzimy, jak jedno ze zwierząt ni stąd, ni zowąd opuszcza swoich towarzyszy i zawraca biegnąc w stronę gór. Tajemnicze i na swój sposób wstrząsające. Cmentarzyska wielorybów naukowcy tłumaczą zakłóceniami w ich wewnętrznych "kompasach", ale są też teorie o zbiorowych samobójstwach. Może i ten biedny pingwin miał depresję, w każdym razie scena, w której pędzi, jak na złamanie karku, nie zważając nawet na ludzi stojących obok ma w sobie coś niewymownego. Oczywiście komentarz samego reżysera dodatkowo podkreśla dramatyzm zwracając nam uwagę, że mamy do czynienia z czymś niezwykłym.
Możliwy SPOILER.... Mam ten sam problem z głosem/akcentem Herzoga. Jest fatalny i kompletnie mnie dekoncentruje. Nie wiem czemu facet się upiera, by samemu odgrywać narratora. Gdyby zatrudnił fachowca - jego filmy by zyskały. Stąd moje zaniżone zapewne oceny Spotkań i Jaskini. Jedynie Grizzly... oceniłem wysoko, bo tam chyba więcej niż Herzoga słychać wypowiedzi Timothy'ego T. , które w kontekście tragicznego finału bardziej poruszają....
A ja nie widzę powodu żeby zatrudniał fachowca. Mówi osoba która ma coś do powiedzenia a nie lektor, i to się chwali, do tego łatwo go zrozumieć więc nie widzę problemu. Oczywiście niemcy mają dość ciężki akcent, nie mogę zaprzeczyć, szczególnie że mój wykładowca od historii sztuki jest niemcem i wierzcie mi lub nie, ale Herzog to jeszcze ma fascynujący głos! Tak więc skupmy się na tym o czym mówi a nie jak.
Głos Herzoga nadaje filmowi świetny klimat mroczno-refleksyjnego opowiadania. Jest to jeden z czynników, który wpływa na to, że nie jest to "kolejny dokument o pingwinach" :)
Zależy jak na to patrzeć. Ja na początku też nie mogłem się przyzwyczaić ale dziś nie wyobrażam sobie jego dokumentów z inną narracją. Kiedy słucham jego historii z różnych zakątków świata to wyobrażam sobie, że Herzog jest cudzoziemcem i podróżnikiem do każdych z tych zakątków. Wędrowcem przybyłem z odległej europejskiej krainy, który próbuje zgłębić tajemnicę, która się kryje w kolejnych miejscach. I ten głos nadaje temu mojemu wyobrażeniu dodatkowy walor.
mnie z początku wydawał się być śmieszny, ale po paru chwilach zrozumiałam, że sposób przeprowadzania przez niego narracji idealnie pasuje do dokumentu i podkreśla jego indywidualny styl
Doskonale rozumiem, też miałem ten problem.
Nie chodzi o akcent albo ton głosu, tylko o to, co ten facet ma do powiedzenia: Banały o końcu ludzkości, pseudofilozoficzne twierdzenia.
Chwila, gdy pyta specjalistę od pingwinów o ich homoseksualizm jest doprawdy żenująca. Tak samo jak moment spotkanai z naukowcami po odkryciu kilku nowych gatunków: "Czy ta chwila jest wielka?". I co mają odpowiedzieć: że nie, bo w sumie to codziennie mają takie sytuacje? Kręci film i potrzebuje wielkich chwil, więc jasne, co mu powiedzą.
Podsumowując: film fajny, ale tylko ze względu na ludzi w nim występujących. Mógłby być genialny, gdyby reżyser naprawdę chciał ich wysłuchać, przekazać ich historie w sposób jak najdokładniejszy. Zamiast tego słyszymy mechanika pokazującego przez dziesięć minut swoje fascynujące palce, a opowieści bohaterów są skracane jak tl;dr.