Do gustu przypadła mi zwłaszcza pierwsza połowa. Część "oskarżycielska" natomiast wypada dość blado, bo skoro film w gruncie rzeczy przyznaje, że prawo w Stanach działa surowo, ale sprawiedliwie, to o co chodzi?
Nominacja do Oscara dla Jenkinsa to jednak spora przesada, aż tak rewelacyjnie to on nie zagrał, np. w scenie, w której traci nerwy, pytany o swoją książkę.
Rewelacyjnie natomiast został odtworzony obraz amerykańskiego funkcjonariusza - niezwykle prawdziwie.