Z plakatu i ze strzępków informacji jakie dotarły do mnie przed seansem
byłem przekonany, że będzie to historia, w której zdecydowanie na
pierwszy plan wysunie się muzyka i ten afrykański bębenek - jembe.
Myliłem się.
Film jest przede wszystkim o nielegalnych imigrantach i o tym ile zła
można wyrządzić ameryce/amerykanom przez ich przymusową deportację...
Bębenek i emocjonalna muzyka, to jedna z rzeczy, która ameryka traci
wysyłając ich spowrotem "into the wild"...
W zasadzie zgadzam się, z głównym przesłaniem filmu. Pozwólmy ludziom
żyć ich życiem, czerpmy od nich jak najwięcej, nawiązujmy przyjaźnie i
miłości. Pozwólmy im pracować, jeżeli robią do wydajniej i taniej, niż
krajowe nieroby. Na tym polega naturalna kolej rzeczy, a jej zakłócanie
odbije się negatywnie na narodzie praktykującym takie zachowanie.
Ale chwila, moment. Czy filmowi imigranci nie zdawali sobie sprawy, że
mieszkają i pracują w USA nielegalnie? Zdawali. Tak więc, pretensje mogą
mieć tylko i wyłącznie do siebie, a nie do niesprawiedliwego, okrutnego
świata, ucieleśnieniem, którego jest urząd imigracyjny. Za głupotę się
płaci, szczególnie jeżeli znamy reguły gry i to my je łamiemy, a nie
druga strona. Dlatego cały emocjonalny wątek filmu, mający chwytać za
gardło i wyciskać łzy, jest dla mnie jednym wielkim nieporozumieniem.
Chyba ile zła wyrządza Ameryka, nie się Ameryce...
O tym, że są nielegalnie wiedziała tylko matka. I ona nie miała do nikogo pretensji. Miała pewnie taki żal ogólny, bardziej do siebie, o czym jest zresztą w jednej scenie. Ale tak, tak, to o bezduszności systemu, odwieczny temat.
to, że deportacje nie są za miłe dla deportowanych to chyba oczywiste :)
...spójrz na głównego bohatera, który najprawdopodobniej stracił swoją
miłość, przyjaciela i możliwość dobrej zabawy z jambe...
Albo rozmawiamy o tym, co jest oczywiste, albo o tym, o czym mowa w filmie.
Główny bohater jest postacią szalenie tragiczną. Przekaz niby ma być optymistyczny - utracił wielką miłość, ale dzięki niej zaczął na nowo żyć (jambe bynajmniej nie stracił, wręcz przeciwnie --> końcowa scena w metrze). Ja jednak w takie rzeczy wierzę umiarkowanie. Ale w tych scenach w urzędzie i na lotnisku jest dla mnie pokazany wielki zawód, niezrozumienie, bezsilność, które implikują bezduszność systemu. Sprzeciw szybko znika, nie widzę pretensji. Może to wynika z jego usposobienia, może z faktu bycia naukowcem, racjonalistą, który nie myśli o rzeczach, na które nie ma wpływu. A może ja źle widzę po prostu. :-)
Ale o tym, że jego przyjaciele są w Stanach nielegalnie, on też nie wiedział. Dowiedział się dopiero po fakcie. Wiedziała tylko matka. Jego zaskoczenie jest więc w pełni zrozumiałe.