Wiecie co mnie szczególnie poruszyło w tym filmie? Tam bez przerwy słyszy się słowo "dziękuję". To wprost niesamowite, bo w amerykańskich filmach to słyszy się głównie fuck you... Oglądałem ten film zupełnie nie wiedząc co zobaczę. Nie czytałem recenzji, nie wiedziałem jacy aktorzy w nim grają. Myślałem że to będzie jakaś banalna komedyjka o spotkaniu chłopaka z dziewczyną albo znajomych po wielu latach... Więc moje nastawienie do tego co miałem za chwilę zobaczyć było zupełnie nijakie.
Po 10 minutach już wiedziałem że oglądam doskonały film, grany przez świetnych, zupełnie nieznanych mi aktorów, o trudnym temacie, o poważnych sprawach... Urzekła mnie ta historia. Oglądałem go z zapartym tchem. Ten film zostanie w pamięci - polecam każdemu na zimne, deszczowe popołudnie.
Dobrze, że są takie filmy, że kino to nie tylko "batmamy" i "spidermany".