Tęsknota za czasami, które już dawno minęły i dziecięcą beztroską wylewa się z ekranu, jednak nie pochłonęła mnie aż tak bardzo jakby tego chcieli twórcy. Poczułem lekkie ukłucie nostalgii, ale ogólny brak puenty, a raczej jej dziwne osadzenie w historii o odnalezieniu ciała niezbyt mnie satysfakcjonuje. Prawdopodobnie zastąpienie poszukiwań truposza jakimś wypadem na grzyby czy nawet ryby, nie zmieniłoby w żadnym stopniu wymowy filmu i podkreślania przez reżysera jak ważni są przyjaciele w młodości.
Zabrakło też bardziej konkretnych przygód, cały czas tylko tory, tory, las, las, krzaki, krzaki, trup i do domu w ekspresowym tempie (już nie wspomnę,że mogli jechać tam pociągiem,ale wtedy film nie miałby sensu).
Osadzenie akcji w prowincjonalnym miasteczku z garścią mieszkańców sprawiło, że dużo lepiej odnalazłem w filmowym świecie własne ja. Ogólny wydźwięk filmu jest bardzo podobny do moich wspomnień, jednak sama treść, ciąg wydarzeń, niezbyt mi odpowiada. Czuję przyjaźń bohaterów, ale nie czuję tych ich przygód. Niedosyt pozostał.