Stalker (1979). Tarkowski wziął tu na warsztat prozę SF braci Strugacckich (Piknik na skraju drogi). Ci , którzy spodziewają się wartkiej akcji, obcych, nowoczesnych technologii, wziuu, bziuu, bum, srogo się zawiodą. Film jest metafizyczno - filozoficzną podróżą w głąb ludzkiej natury. Tarkowski stawia na dialogi, kameralność obsady ( w filmie wiodąca rola przypada trzem aktorom, dwoje innych pojawia się na początku i końcu filmu, jedna w epizodzie, kluczowa postać na zakończenie) i niesamowitą scenografię, którą podkreślają fantastyczne zdjęcia oraz ambientalna muzyka Eduarda Artmiejewa. Ten obraz jak otępiająca nasze zmysły opiumowa wizja, z jednej strony chropowata i nużąca z drugiej niepozwalająca się od niej oderwać. Stalker to osoba, która wbrew zakazom, wprowadza "turystów" do tzw. Zony, miejsca zamkniętego, gdzie uderzyło coś spoza ziemi, które stało się miejscem wyekstraktowanym z pojęć ludzkich, natychmiast otoczonym kordonem policji. W tym miejscu ma znajdować się komnata, gdzie spełniają się życzenia. Brzmi zachęcająco, rzekłbym komercyjnie, niczym przygoda na miarę Indiana Jonesa ale to nie o przygodę chodzi. Po pierwsze, mamy tu prorocze wizje przyszłości. Zona jak żywo przypomina obrazki z zamkniętej strefy Prypeci po wybuchu w Czernobylu. Znamienny jest w końcowych scenach spacer z psem nad brzegiem zbiornika wodnego na tle kominów elektrowni atomowej. Po drugie, prorocze są też dywagacje na temat wirusów, bakterii trzymanych w laboratoriach, które niechcący przeniesione do publicznej przestrzeni mogą wywołać wielką epidemię ( profetyczna zapowiedz Coronavirusa). Obnażanie ludzkich dążeń pokazuje wielorakość motywacji. W filmie przygodowym wszystko jest proste, podporządkowane dążeniu do zdobycia np. skarbu gdzie rolę są rozpisane na tych dobrych i złych. Tu turyści wcale nie dążą do spełnienia marzenia. Kierują nimi różne cele. Sam Stalker obnaża swoją motywację w scenie przed komnatą. Nie kieruje nim zysk. Kieruje nim możliwość poczucia się kimś ważnym, tym, że zona daje mu poprzez rolę jaką tu pełni odczucia istoty jego mizernej egzystencji. Oszczędne ale bardzo ofiarne aktorstwo ( te wszystkie robaczki, muszki itp łażące po postaciach ) oparte na dialogach przechodzących w monologi podpierają dwa fantastyczne elementy sztuki X muzy. Scenografia. Ja wiem, że w siermiężnym socjalizmie o szarość, brud, odrapane ściany, walające się resztki konstrukcji ludzkich, drewniane, przygięte starością budynki, na wpół zalane pomieszczenia w porozbijanych betonowych konstrukcjach, kapiącą wodę na obtłuczone kafelki, można było natknąć się bardzo łatwo, ale zdecydowanie Tarkowski ze scenografii stworzył najbardziej koherentną wizję post apokaliptyczną jaką można ujrzeć w kinie. Amerykańskie produkcje cyzelują w ładność nawet obrazy totalnego zniszczenia, czyniąc je atrakcyjne wizualnie, ale Tarkowski stawia na chropowatość, pokaz socjalistycznej bylejakości, czy zdarzeń. Jeśli auto chowa się w bramie, autentycznie zahacza kołem o nią. Jeśli robotnik zamykający bramę biegnie, rzeczywiście prawie przewraca się na śliskiej, metalowej płycie. Ten brak wygładzenia tego co widzimy czyni ten obraz fenomenalnym. Tak jakbyśmy widzieli paradokument. Zdjęcia. Poetyckość kadrów jest porażająca. Połączenie scenografii z pracą kamery daje piorunujący efekt. Scena otwarcia w domu Stalkera zasługuje już na największe nagrody. Moja ulubiona wizja to gdy stalker leży z ręką zanużoną w wodzie a kamera z górnego przybliżenia, idąc po lustrze wody pokazuje w krystalicznej, płytkiej toni kolejne artefakty - strzykawka, misa, ikona, po chwili broń, wszystko wsparte damską cichą deklamacją apokalipsy św. Jana, onirycznymi dżwiękami Artmiejewa, tworzy niesamowitą symbolikę. Niejednoznaczność. Tarkowski nie daje odpowiedzi. Podsuwa tropy. Ten film można oglądać wiele razy wielokrotnie odkrywając coś nowego i wielokrotnie sądząc, że tym razem rozumiemy istotę tego filmu. Czy aby na pewno? Traktat filozoficzny ma to do siebie, że nie daje odpowiedzi. On zadaje pytania by szukać rozwiązań. Metafory, jak chociażby pojawienie się psa, podkreślają konceptualizm wizji Tarkowskiego. Zaś zakończenie z telekinezą w tle w wykonaniu dziecka o kulach wskazywałoby - komnata spełnia życzenia. Tylko niekoniecznie tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Wielkie kino.