To właśnie to byłaby idealna jego definicja. Tutaj jedzie Monty Pythonem na kilometr i odstawia w tyle Lemoniadowego Joe, którego nadszarpnął poważnie ząb czasu. "Happy End" natomiast z biegiem czasu coraz lepszy.
Scenę z kawką i ciasteczkami mogę oglądać po wielokroć. To jest po prostu 'wyborne', 'extra', 'sama pekla'!
https://www.youtube.com/watch?v=Fz0r6GrImmE