Co najgorsze w fabule zastąpią efektowne pokazy m.in. freestyle'u, albo scenka z tańcami latynoskimi. Scenarzyści się nie wysilili, ale cóż... podobno mało im płacą. Poza tym to chyba miało być o tańcu, nie jakiś romans. Przynajmniej ja to tak odbieram.
Pan M. Burszta, stęskniony recenzent, chyba nie może odnaleźć się w XXI wieku. Może przeszkadza mu, że teraz w tańcu rusza się nie tylko biodrami a'la Król Elvis czy Travolta i nie wystarczy zdjąc z siebie kawałka ubrania, żeby zdobyć płeć przeciwną. Tancerze na pewno dali z siebie wszystko. Nie ma co psioczyć na film, choreografia jest dynamiczna, sexy - robi wrażenie (zwłaszcza scena finałowa).
A jak ktoś szuka symetrycznie dobranych bohaterów, niech sobie obejrzy "Modę na sukces", albo "Dynastię", tam taki mezalians byłby źle przyjęty.