Miałam przyjemność zobaczyć Stepy na festiwalu filmowym SEMINCI w Valladolid, w Hiszpanii. Była to jedyna polska pozycja na festiwalu.
Będąc świeżo po projekcji, mam wrażenie, że był to jeden z lepszych polskich filmów, jakie kiedykolwiek widziałam. Niesamowicie głęboki, ubogi w słowa, co tylko dowodzi faktu, że czasem słowa tylko przeszkadzają w budowie nastroju filmu. A ten był niesamowicie przejmujący. Historia opowiedziana bez żadnych zbędnych wątków, bez zbędnych "boom" aby pociągnąć akcję. Płakałam przez większość seansu. Miałam niestety wrażenie, że wśród hiszpańskiej publiczności byłam jedyną osobą, która jest w stanie zrozumieć, czy bardziej wykazać empatię dla wydarzeń drugiej wojny.
Widziałam ludzi, którzy ziewali, bawili się telefonami. Zaraz po projekcji śmiali się w najlepsze komentując film. Film, który wg mnie zasługuje na przeczekanie w ciszy końcowych napisów i zachowanie powagi. Po seansie widzowie wrzucali swoje głosy na film do urny, pomiędzy 1 a 5. Byłam zdziwiona ilością jedynek i dwójek. A może bardziej po prostu rozczarowana. Ja wrzuciłam swoje 5 i byłam dumna z bycia jedyną polką na sali, dumna z filmu i dumna z siły, jaką miała główna bohaterka.