Witam,
trapi mnie ten film od kilku dobrych dni. Oglądałem go już kilkanaście razy. Czy jakaś dobra duszyczka mogłaby mi powiedzieć, o co tak naprawdę w tym filmie chodziło? Lubię filmy braci Quay, zawsze wiele o nich rozmyślam, i naprawdę cenie i lubię takie kino. Jednak tutaj mam pewien problem. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale mi się wydaję, że chodzi tutaj o akt tworzenia, że "z niczego" powstaje "coś", albo też o oddziaływanie wszystkiego co wokół nas istnieje - jedna rzecz oddziałuje na drugą, drugą na trzecią itd. itp. Może ktoś miał podobne odczucia? Albo całkiem inne? Mam nadzieje, że się podzieli.
Pozdrawiam :)
Krótki opis dotyczący filmu, inspiracji do niego można znaleźć na stronie ENH, a tak dokładniej tu: http://www.enh.pl/film.do?id=4377&ind=tytul%3dquay%26page%3d0%26typ%3dtyt%26edyc jaFest%3d10 .
Jeśli natomiast chodzi o interpretację, bardziej skłaniałabym się ku tej dotyczącej samego aktu tworzenia, tylko takiego tworzenia, na które nie bardzo mamy wpływ, sterowanego przez kogoś, albo coś z zewnątrz. Całkiem ciekawie jest to opisane tu: http://www.moviemail-online.co.uk/scripts/article.pl?articleID=286
Pozdrawiam :)
o co tak naprawdę w tym filmie chodziło ? (a może jeszcze chodzi ?)
hmm pytanie wydaje się ciekawsze niż odpowiedź (ale może tylko dlatego iż owa odpowiedź jeszcze nie padła?) pragniesz bowiem egzemplifikacji zagadki sensu filmu (życia?). chcesz odpowiedzi. Lecz nie chcesz zwykłej odpowiedzi. Chcesz odpowiedzi „tak naprawdę”. Ale należy zastanowić się czy owe tak naprawdę istnieje i czy rościć sobie prawo do istnienia może. Czymże jest bowiem prawda tak naprawdę? Jako że pytania tą maja nad odpowiedziami przewagę iż pozostawiają wszelkie kwestie nierozstrzygniętymi niech i tak będzie w tym przypadku. Co chcieli nam przekazać bracia Quay ? (jeżeli chcieli przekazać cokolwiek?) a może był to pewien eksperyment formalny. Może sens ukryty którego szukasz jest iluzją (i może to jest właśnie sztuka ? gra z odbiorcą ? bajeczną między demiurgiem a widzem potyczką ?) i znów te pytania…