Prawdę mówiąc, ledwo usiedziałem do końca. Wiem, że lewicowo-liberalne media będą zachwycone, bo jest tu wszystko, co kochają: seks, dragi, upadek moralny, itd., ale... no właśnie jest jedno, zbyt wielkie ALE: końcówka. O ile do połowy byłem zadowolony, to w miarę postępu fabuły (nota bene, przeskakującej jak w słynnym "Pulp Fiction") dopadało mnie coraz większe rozczarowanie. Film popełnia typowy błąd, który widziałem już w setkach amerykańskich filmów - początek jest ostry, suchy, świeży, a potem akcja coraz bardziej siada, robi się mdławo, nudno a ujęcia stają się niepotrzebnie długie.
No i ten, również typowy popis amerykańskich zombiaków - ludzi prawie nie do zabicia i samochodów nie do zniszczenia. Prawdę mówiąc, jestem wkurzony: Gdyby film zakończył się 20 minut wcześniej, byłoby OK, a tak finał psuje cały efekt.