Pierwszy zgrzyt gdy hipis zaczyna beztroską rozmowę z ciężko ranną kobietą, którą niedawno wpuścił do domu. Wybiło mnie to z rytmu, bo do tej pory siedziałem z lekko rozdziawioną gębą, mimo że raczej rzadko współczesne filmy mnie zaskakują. Rozdziawiona gębą nie ze względu na scenariusz, ale ze względu na reżyserię i grę aktorską. Budowanie napięcia mistrzowskie. Tutaj nawet scena robienia śniadania trzymała w napięciu.
Drugi zgrzyt na końcu gdy policjanci spierają się o wezwanie pomocy. Sęk w tym, że radio policjant amerykański ma przy sobie, drugie jest w radiowozie. Podczas przemieszczania się z ranną kobietą do samochodu albo policjantka, albo policjant mieli miliard okazji by zgłosić zdarzenie. Następnie widzimy całą trójkę w aucie, w którym też jest radio. Ranna kobieta siedzi z tyłu, więc policjanci się nią bezpośrednio nie zajmują. Zanim radiowóz ruszył, już powinno być zgłoszenie... Reszta rzeczy dobrze albo bardzo dobrze, budowanie napięcia i klimat - znakomicie. Jest też cały czas dbałość o detale, również w dialogach i w prowadzeniu aktorów, więc przeoczenie tych dwóch "zgrzytów" trochę niezrozumiałe. Pierwszy na pewno można było obejść, w drugim przypadku można było skorygować scenariusz, nie tracąc nic z dramaturgii.