Widziałem na maratonie strachu na koniec maja, a że ostatnio była wrzutka na ekino, to odrobiłem powtórkę. Na wieść o nadchodzącym remaku "Nieznajomych" z 2008 roku nie mogłem się doczekać premiery, a gdy wyszedł zwiastun, swoją drogą kapitalny, to już w ogóle cierpliwości nie było końca. Moje oczekiwania były wysokie, choć nieco ostudziły je negatywne recenzje z zagranicy. Na seans poszedłem więc spokojny, choć bardziej na tak.
Bałem się, że oprócz zmiany tonacji (oryginał= niezręczność i napięta relacja, remake= motylki w brzuchu i miłość w pełnym rozkwicie) twórcy zrobią kopiuj-wklej z oryginału i będzie to swego rodzaju powtórka z rozrywki. Nic bardziej mylnego. Oczywiście jest tu sporo zapożyczeń czy bliźniaczych rozwiązań, w końcu nie zapominajmy, że mamy do czynienia z remakiem. Natomiast Renny Harlin to gość który wie, co robi i dzięki temu nowa część stoi na własnych nogach.
Atmosferę można tu kroić czy rąbać całym ostrym arsenałem w dorobku tytułowych zwyroli. Już pierwsza scena stawia widza na właściwe tory (czekałem, aż Scarecrow w końcu to zrobi), a gdy formalności mamy za sobą, klimat zagęszcza się minuta po minucie coraz bardziej. Choć nie czułem strachu na seansie (co nie jest dziwnie, sporo obejrzanych horrorów potrafi uodpornić na takie doznania) to kilka razy po skórze przeszedł mi dreszcz niepokoju, a gdy napięcie się pojawia, nie puszcza aż do końca. Suspens działa na pełnych obrotach. Choć w krew jest tu ubogo (pojawia się, ale jako towar deficytowy) to nierzadko wybryki Strangersów przeważają nad tymi z oryginału. Nawet, jeśli są te same, to bardziej. Tytułowi psychole są lepiej wykreowani, ciekawiej zarysowani, wzbudzają więcej grozy i mają nieco więcej do roboty.
Jeśli chodzi o naszą parę głównych bohaterów, to fakt, zdarza im się popełniać idiotyczne decyzje. Czasem pomyślą i wykombinują coś pomysłowego, czasem umiałem im wybaczyć jakąś nieopatrzność, ale czasem ciężko było nie warknąć do nich "Co ty robisz?" albo wręcz przeciwnie "No zrób to w końcu, matole!". Choć uważam też, że wystawianie 1/10 bo bohaterowie czasem są głupi to lekkie przegięcie. Co nie zmienia faktu, że polubiłem ich, sympatyzowałem z nimi i w sumie nawet przyjemnie się patrzyło na nich jako parę. Tak więc jeśli jesteście fanami horrorów ale chcecie obejrzeć coś w miarę walentynkowego, to to jest właściwy adres.
Z całej reszty na pewno muzyka na plus, soundtrack niekiedy świetnie podkręca wybryki dziejące się na ekranie, technicznie nie mam słowa zarzutu, aktorstwo świetne (przynajmniej Petsch, bardzo dobra rola), Gutierrez trochę gorzej choć w drugiej połowie staje się bardziej wiarygodny. Sekwencja w lesie mogłaby być parę minut krótsza, przez chwilę miałem wrażenie jakby była przeciągana na siłę, choć pomysł na nią był jak najbardziej intrygujący. I znów, + do napięcia. Finałowa scena i sama końcówka jest jak najbardziej znajoma fanom nieznajomych (hehe) ale w ogóle mi to nie przeszkadzało, a wręcz była całkiem intensywna.
MOŻLIWY SPOJLER!
Jak myślicie, kim są nieznajomi? Osobiście wolałbym, żeby nie zostało to wyjaśnione nigdy w filmach, ich anonimowość dodaje im uroku. Ale pogdybać można. Jak dla mnie może to być albo rodzina (Scarecrow- ojciec, Pin Up Girl- matka, Dollface- córka), która ma nie po kolei w głowach, albo trio które znalazło się nawzajem w darknecie na jakiejś stronie dla psycholi i postanowili współpracować.