Przyznaję, że jeśli chodzi o kino skandynawskie, to jestem dalej strasznym ignorantem, dlatego też może dlatego po "Strasznie szczęśliwych" oczekiwałem kompletnie innego kina. Radzę nie sugerować się materiałami promocyjnymi dystrybutora, ponieważ zapowiadają one bardziej komediowy ton, wręcz nawet coś w stylu "Hot Fuzz". I fakt, parę motywów scenariuszowych przypomina jak żywcem film Edgara Wrighta, ale ciężar gatunkowy jest kompletnie inny, bardziej przypominający "Dogville", ale to też trochę inna bajka. Genz próbuje pokazać mroczne strony wsi i całkiem dobrze mu się to udaje, chociaż moim zdaniem fabuła wydawała mi się tutaj trochę zbyt ciężka jak na film, który jest cały czas mocno szyty ironią, a w szczególności dziwaczna końcówka. Sama historia jest ciekawa, ale nie powiem, żeby mnie "wciągnęła jak bagno", jak mówi plakat promocyjny. Aktorstwo dobre, ale bez wzlotów. Uważam, że "Strasznie szczęśliwi" to dobry film, ale czy faktycznie zasługujący na tyle nagród? Najlepiej sami to sprawdźcie wybierając się do kina. 7-/10