Nietypowe kino drogi, zrobione chyba dosłownie za garść dolarów,co niestety widać(15 tysięcy dolarów, trzech ludzi i jeden komputer) I nie chodzi jedynie o cyfrowe potwory, wykorzystanie plenerów po przejściu huraganu(jak mniemam) czy zerowa promocja filmu gdziekolwiek, z kimkolwiek(efekt finalny jak na takie warunki jest piorunujący). Po prostu widać braki w warsztacie samego reżysera, który prowadzi historię nie wiadomo do końca o czym. Jasne, kino drogi, dwoje bohaterów podróżuje przez meksykańską zonę i próbuje dotrzeć do domu i... tyle. Gdzieś tam pojawia się chemia(momentami niezła - ostatnia scena, momentami ciężka do strawienia - z jednej strony narzeczony, z drugiej była żona i syn), gdzieś tam pojawia się dramat społeczny, gdzieś tam pojawia się szczątkowy saj faj. Niestety tego nie kupiłem(zwłaszcza częstych cięć), a wszystko przez to,że dużo wcześniej widziałem fenomenalny Dystrykt 9 i całą historię Edwartsa szlag trafia...chociaż nie do końca. Podobał mi się Meksyk i życie toczące się po "przybyciu" obcych, podobały mi się niedomówienia w filmie( które były po prostu skutkiem małego budżetu). Szkoda tylko,że twórcy nie dostali większej kasiory i nie zrobili czegoś na wzór produkcji Blomkampa albo chociaż Edwarts mógł zarysować jakoś swój styl, wybić się nie tylko historią,ale także np. niekonwencjonalną narracją(teraz już psioczę). Doceniam za chęci i wierzę,że zajmie się porządnie kultowym japońskim gadem.
W sumie się zgadzam (choć Dystrykt 9 aż tak fenomalny to nie był...), z małą uwagą... O ile wierzyć pewnym źródłom, budżet to nie 15, acz 500 tysięcy dolarów - różnica jednak jest... A w zerową promocję tego filmu też nie uwierzę (może te 485 000 to właśnie owa promocja:-P) Ale mimo, że film nie dorównuje swojej legendzie, tej "Godzilli" też wyczekuję z nadzieją:-)
Popieram 15 tys dolców wydali na sprzęt lecz budżet całościowy wynosił ponad pół bańki.