W rzeczywistości wszystko jest szare, a jak śpiewał Kazik: "są różne odcienie szarości, od czerni do białości". W tym filmie mamy do czynienia właśnie z tymi skrajnymi wariantami. Sztuka polega na tym, żeby z każdego z nich umieć wybrać to, co sensowne/wartościowe/pozytywne. Dla każdego może to być coś zupełnie innego - kwestia indywidualna.
Film bardzo dobrze "przegadany" - do mnie to trafia.
No i właśnie tej głębi w dialogach mi zabrakło. Jest w tym poukrywana ideologia młodości, która dopiero poznaje niuanse życia. Ta dwójka wybitnych aktorów swoimi umiejętnościami świetnie przykrywa te kanty tekstu, ale gdyby postawić tam gorszych artystów, to większość zdań byłaby płyciutka. Te rozważania mogą stanowić początek drogi ku poszukiwaniom, ale można było zaproponować o wiele więcej. Trochę szokuje mnie ocena 10/10 ;)
Wiesz, kiedy pierwszy raz obejrzałem ten film ponad 4 lata temu to oceniłem go na 8/10, ale po kolejnych około 15 seansach ocena urosła na maxa :-)
Do mnie film trafił na 101% , a że moich 3 ulubionych współczesnych aktorów to właśnie Samuel, Tommy Lee i Denzel Washington (mógłby tam wbić chociaż na 2 minuty jako ćpun próbujący zajumać...nie wiem co, krzesło! :-) ) no to wiadomo, że taka obsada swoje robi ;-)
OK, jak oglądasz bez ustanku, to rozumiem tą ocenę. Tak na marginesie, to to magiczne 10/10 jest dla mnie dziwną oceną. Nie wiem czy daję ją faktycznie najlepszym filmom czy tym, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Bo w gruncie rzeczy to nie to samo :)
Co do tych dyszek to w pełni się z Twoim rozgraniczeniem zgadzam, to są dwie zupełnie inne rzeczy. Jak kilka lat temu spojrzałem ile już odkliknąłem dyszek (było ich ze 120) to pomyślałem, że coś tu jest nie halo i zredukowałem ich liczbę do jakichś 20. Teraz ma to sens, bo przecież skoro każda ocena jest z definicji subiektywna, a oceniasz Ty, więc jedynym kryterium powinien być Twój własny, subiektywny odbiór danego filmu i nic innego. Oceniasz dany film tak wysoko, tylko dlatego że Tobie aż tak bardzo przypadł do gustu i to wszystko, a nie że np. "No taki klasyk to nie wypada mi ocenić niżej." Jasne, że wypada, bo wszystko Ci wypada, bo to Twoja opinia. W przeciwnym razie przestaje już być Twoja. No tak przynajmniej ja to postrzegam :-)
Postrzegam to dokładnie tak samo. Stąd niskie u mnie oceny dla takich dzieł jak "Łowca Androidów", "Odyseja kosmiczna" czy "Full Metal Jacket". Bardzo nie lubię podejścia - każdy to wychwala więc nie wypada napisać złego słowa, a jak napiszesz, to dlatego, że się nie znasz i jesteś głupi. Wolę być chyba głupi i się nie znać, ale przynajmniej jestem to ja, zamiast być mądrym skopiowaną i bezrefleksyjną mądrością :)
Dokładnie, wielu jest też takich "mędrców", co zawsze muszą mieć rację na każdy temat. Nie ma sensu się z nimi spierać, o wiele lepiej im ją przyznać, żeby się upajali swoją nieomylnością, a samemu pozostać po prostu zaledwie sobą :-) Troszkę odbiegłem od filmów.
Te tytuły, które przytoczyłeś są bardzo specyficzne, Kubrick jest specyficzny i na pewno jego odbiór może być bardzo różny. Dla mnie Odyseja kosmiczna 2001 to była prawdziwa męczarnia. Dotrwałem do końca tylko dlatego, że jak już zacznę coś oglądać to zawsze oglądam do końca, choćby nie wiem co, więc i tutaj nie robiłem wyjątku, ale na pewno wracać do tego filmu nie zamierzam. Na Full Metal Jacket potrzebowałem czasu, żeby go docenić. Podobnie było z Czasem apokalipsy. To ciężka tematyka, ale dzisiaj uważam oba te filmy za wybitne, jedne z najlepszych w historii kina. Zupełnie średnio przypadło mi do gustu np. Lśnienie. Blade Runner to też dobry przykład, zupełnie nie mój klimat. Z kina bardziej współczesnego nie lubię choćby filmów Nolana (poza Prestiżem - ten akurat mnie zachwycił), chociaż uchodzi za takiego topowego obecnie reżysera. Można by tak bez końca...
Na pewno ilu ludzi tyle gustów - tak to przynajmniej chyba wyglądać powinno :-)
Nie mógłbym się bardziej zgodzić. Moim zdaniem sztuka powinna prowadzić do wymiany poglądów, a wymiana poglądów wynika z różnic. Nie można się obrażać, tylko należy innych słuchać. W końcu, to że nie lubisz "Mrocznego rycerza", to żadna zbrodnia. Nikt nie cierpi. Warto też czasem spojrzeć na klasykę szeroko otwartymi oczami, bo ten, któremu podoba się wszystko co uznane za wspaniałe, tego zdanie jest nic nie warte, bo przewidywalne :)
Prawda nie może "leżeć po środku", bo 2 osoby nie mogą mieć racji, jeśli się ze sobą nie zgadzają. Prawda to też przeciwieństwo kłamstwa i jest między nimi skala, więc po środku może być teoretycznie zero. Prawda wyklucza kłamstwo i jest to logiczne.
To stwierdzenie w tytule jest błędem logicznym.