Niestety Brandon Routh, choć podobny do Reeve'a, niezbyt mnie przekonał do swojej roli. Gdybym był 6-letnim gnojkiem to z pewnością by mnie nie zachwycił jako superbohater, raczej wywołałby znużenie. Chyba nawet serialowy Superman, Dean Cain, był ciekawszy.
Słyszałem, że ten film, w odróżnieniu od innych tego typu produkcji, jest filmem "ambitnym", na co wpływ zapewne miały mieć miłosne rozterki głównego bohatera. Jak dla mnie dwie czy trzy wymęczone miny Routha nie odzwierciedlały "skomplikowanej" osobowości jego postaci. Cały ten wątek z Louis bardziej mnie znużył niż zaciekawił - dużo ciekawszy był Kevin Spacey, który każdą sceną kradł film Supermanowi.
Z kolei jak na film akcji, trochę za mało tej akcji właśnie było (choć efekty były naprawdę niezłe ;)
Na plus, oprócz efektów i Spacey'a, zapisałbym też parę drobiazgów wyciągniętych z oryginału, jak np. czołówka, tekst Marlona Brando, czy słynne "it's a bird, it's a plane..." wypowiedziane w nieco odświeżony sposób ;)
Mimo to na pewno mogło być lepiej :\
5/10