PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=496057}

Synu, synu, cóżeś ty uczynił?

My Son, My Son, What Have Ye Done
6,1 2 682
oceny
6,1 10 1 2682
5,9 7
ocen krytyków
Synu, synu, cóżeś ty uczynił
powrót do forum filmu Synu, synu, cóżeś ty uczynił?

Dziwny film. Z jednej strony intrygujący, bo nietypowy, wcale nie nudny, z dobrym klimatem (osiągniętym chyba głównie dzięki muzyce i niewinnemu różowi flamingów dobrze kontrastującemu z niewyobrażalną zbrodnią), z drugiej jakoś rażąco powierzchowny, chaotyczny, miałki, summa summarum chybiony – forma wchłonęła treść, nachalne udziwnienie zastąpiło głębię. Ni to dramat policyjno-kryminalny, ni to sprawny thriller psychologiczny; to taka pozornie głęboka, ale mało porywająca hybryda o kruchej konstrukcji, która - ujmę to może obrazowo - z daleka robi wrażenie, ale rozsypuje się po dotknięciu przez widza.

Podobno Lynch jako producent nie ingerował w żadnym stopniu w film Herzoga, ale jego wpływy (lub precyzyjniej – chwyty) są na ekranie zauważalne. I to jest chyba główna przyczyna porażki. W tym filmie Herzog w Herzogu nieustannie zmaga się z Lynchem w Herzogu. W momencie kiedy dr Herzog zaczyna dominować (ku uciesze i zaciekawieniu widza), na scenę wkracza ostentacyjnie mr Lynch, który z perwersyjną satysfakcją demoluje sensowny, autentyczny przekaz. W końcowym rozrachunku ten obraz wygrywa niestety Lynch, i to ten Lynch późniejszy, ciężkostrawny, skrajnie bełkotliwy, z okolic „Inland Empire”. Tak oto dawna romantyczna ostrość widzenia i czucia Herzoga pada ofiarą postmodernistycznej, Lynchowskiej celebry. Jest efektownie, jest może i frapująco, ale w tym akurat rozdaniu wspólnie z Herzogiem żadnej prawdy nie odkrywamy. Tym razem niemiecki reżyser spektakularnie poległ w zmaganiach ze swoim kolejnym bożym szaleńcem. Ten sam artysta, który potrafił genialnie ujarzmić obłędnego Aguirre, mrocznego Nosferatu, a nawet (pośmiertnie) uroczo nieprzewidywalnego Treadwella, nie dał sobie rady z – i tutaj może ustalmy proporcje – maminsynkiem chorobliwie zafiksowanym na pewnym motywie z greckiej mitologii. To chyba jakiś smutny znak czasów. No bo jak nie Herzog, to kto?

Szczęście w nieszczęściu to dobra rola Willema Defoe. Fachowo zagrał profesjonalnego glinę, który po prostu dobrze wykonuje swoją robotę, nie lata jak postrzelony z giwerą, nie zgrywa chojraka, nie odreagowuje czegoś tam (jak to zazwyczaj u neurotycznych Amerykanów), nie bawi się w jakiekolwiek moralne oceny (przyjmuje raczej pozycję uważnego obserwatora-mediatora, tego, który słucha i próbuje zrozumieć) – i zrobił to bardzo oszczędnie, skromnie, z wyczuciem, co czyni z niego moim zdaniem najciekawszą postać w tym filmie.

ocenił(a) film na 7
judge_holden

Miałam sie rozpisać, ale mam dokładnie takie same odczucia... Więc jedynie potwierdzam w całej rozciągłości.

ocenił(a) film na 8
judge_holden

No nie wiem, nie wiem. Mi się podobało. To takie spokojne szaleństwo, bez fajerwerków. Gliniarze są świetni, reakcje jego przyjaciół i sąsiadek bardzo prawdziwe, a on sam po prostu schizofrenik, z kompleksem wobec matki. Niby nic z tego nie wynika, powinien być leczony i to wszystko. Ale właściwie dlaczego tak jest, że niektórym "odbija" i dlaczego właściwie miałoby im nie odbijać? Dlaczego często spotyka to tych "wrażliwszych" ludzi? W końcu dlaczego każdy z nas obawia się swojego szaleństwa i czy aby na pewno jest ono tylko chorobą? To już ja pytam... nie Herzog, ale pytam po seansie. Może właśnie Herzog nawiązuje do swoich dawnych, bardziej wzniosłych szaleńców, aplikując podobny temperament dużemu chłopcu z przedmieść. Źle się facet urodził, nie w tym wieku. Abstrahując od tego czy film ma sens czy nie ma, Shannon to obecnie jeden z moich ulubionych aktorów + Defoe, czymkolwiek by to nie było, musiało mi się podobać

ocenił(a) film na 6
judge_holden

Nie do końca zgodzę się z określeniem powierzchowny. A użycie razem ze słowem rażąco pobudziło mnie do napisania czegoś. Dla mnie jest to film zachowujący dystans do opisywanej historii, mający coś z dokumentu - relacji obserwatora połączonej z epizodami z przeszłości mordercy. Dobrego dokumentu, w którym autor nie stawia łatwych ocen, lecz stara się relacjonować sytuację w miarę obiektywnie .

ocenił(a) film na 6
P_Q

Według mnie więc jest zdystansowany, a nie rażąco powierzchowny, chyba że słowa rażąco powierzchowny dotyczyły innego aspektu. Wtedy niepotrzebnie stukałem w klawiaturę.

judge_holden

Niezwykle ciekawa opinia, judge_holden, aż miło przeczytać. Masz bardzo lekkie pióro, pięknie posługujesz się językiem - serio. Takie smaczki na Filmwebie potrafią naprawdę umilić dzień, świetny post!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones