Mam 16 lat i wychodzę z założenia, że film nie musi być arcydziełem, żeby mi się podobał. Jednak TO to już przegięcie. Typowy obiekt parodii - mam wrażenie, że wszystko jest w tym filmie tak sztuczne, bohaterowie chodzą po domu w szpilkach i budzą się z nienaganną fryzurą i makijażem. Wszyscy są idealni i plastikowi. Fabuła prosta jak włos mongoła, przewidywalna, sztampowa i, jak to napisał już ktoś przede mną "miliardy razy gwałcona przez spedalonych reżyserów". Nie wiem, jacy ludzie oglądają taki shit i jeszcze oceniają go na 8 z hakiem. Ja wytrzymałam trochę ponad połowę, a i tak jest dla mnie oczywiste jak się skończy. O Mamo, śmiać mi się chciało, jak dochodziło do momentów, które miały wzbudzać jakieś "głębsze" emocje, np. ta zła czarownica nagle zaczyna go całować i w tym momencie Terri wchodzi do pokoju. "To ona mnie całowała, a nie ja ją". Czy ktoś potrafi wskazać w tym filmie choć jeden wiarygodny moment??