zdziwienie mnie "chapło", gdy niemalże od początku filmu zaczęłam dostrzegać powiązania z "Królestwem". Postacie były jakby wyciągnięte wprost z von Trier'owego szpitala: szef, który w absurdalny sposób unikał odpowiedzialności (analogia z dyrektorem Moesgaardem), islandzki przedsiębiorca, który nienawidził Duńczyków (analogia ze Stigiem Helmerem), uciekanie na dach, gdy pojawiały się problemy, "Wielka Szóstka" też w pewien sposób przypominała lekarzy z Królestwa (zachowanie na zebraniach), budynek firmy pokazywany w ten sam sposób, w którym był pokazywany szpital. No i von Trier jako narrator. Nie mówiąc już o specyficznym - identycznym - montażu, sposobie prowadzenia dialogów. Brakowało tylko makabry i duchów.
reżyser odgrzał sobie kotleta. Pysznego kotleta. Szkoda tylko, że w temu odgrzanemu pomysłowi zabrakło tej fantastycznej ;) świeżości, którą miało genialne "Królestwo".
podobieństwo rzuca się od razu, to fakt... ale nie uważam by było to niesłuszne odgrzewanie kotleta. Myślę, że Lars naprawdę nieźle poradził sobie z komedią, w który nigdy wcześniej go sobie nie wyobraziła!